środa, 7 stycznia 2015

BERLIN - dzień pierwszy


Rano obudziło nas słońce. Niestety tylko obudziło. Dzień zapowiadał się ciepły, ale słoneczko było z nami tylko czasami. Przed zwiedzaniem udaliśmy się do pobliskiej piekarenki na kawę i pyszne słodkie bułeczki. Usiedliśmy przy stoliku delektując się zamówionymi smakołykami, przy okazji obserwując codzienne życie mieszkańców dzielnicy Rudow. Takie "wzrokowe prześladowanie" sprawia mi jedną z największych wyjazdowych przyjemności:) Lubię obserwować ludzi i wyobrażać sobie jak wygląda ich życie, w miejscu w którym akurat jesteśmy.
Posileni ruszyliśmy w kierunku metra. Najpierw czekał nas zakup biletu. Najbardziej opłacał nam się bilet całodniowy grupowy dla 5 os., jego koszt to 16,70 euro. Miłym zaskoczeniem było to, że zakupu można było dokonać w języku polskim, niemiłym zaś, że nie zrobimy tego przy użyciu karty kredytowej. Niestety najbardziej popularne karty takie jak Visa i MasterCard nie są tam akceptowane. Można zapłacić kartami, których zupełnie nie znam, jedyna która była mi znajoma to Maestro, ale tej akurat nie posiadamy. Musieliśmy, więc zapłacić gotówką i tutaj znowu zdziwienie - tylko monety. Kurcze wygrzeb im człowieku teraz 16 euro w moniakach. Na szczęście zerknęliśmy na drugą stronę automatu i tam banknoty były już akceptowane. W końcu po udanym zakupie biletów pozostało nam zaczekać na metro linii U7.


Podmuch w tunelu zapowiedział zbliżające się metro. Wsiedliśmy do wagonu, zajęliśmy miejsca i ruszyliśmy na zwiedzanie Berlina.
W berlińskim metrze wszystkie szyby w wagonach ozdobione są rysunkiem Bramy Brandenburskiej.


I tak dojechaliśmy na Alexanderplatz. I tu pierwsze zdziwienie - to tak wygląda ten słynny plac?
No cóż nie każdemu widocznie musi się podobać. Skupiłam się, więc na znanym zegarze. Zegar Świata powstał w 1968 roku. Niewątpliwie był on jedyną rzeczą, która przyciągnęła mają uwagę na tym placu. Miejsce to zdominowane jest przez socjalistyczne wieżowce, więc odbiór jest raczej nijaki. Berlińczycy nazywają go po prosu "Alex". Przez plac przewija się codziennie ponad 300 000 osób.


Bardzo popularne są tu kiełbaski sprzedawane przez parasolkarzy:)


Naprawdę starałam się zobaczyć na tym słynnym placu coś ładnego, coś ciekawego, na próżno - nie podobał mi się zupełnie. Być może przez te chmury sprawiał wrażenie jeszcze bardziej przygnębiającego niż był w rzeczywistości.


Ruszyliśmy dalej, a przed nami wyrosła znana wieża telewizyjna. Jest to najwyższa budowla w Niemczech. Ma 365 m wysokości. Wieża posiada taras widokowy, który znajduje się na wysokości 203 m. We Włoszech często drogowskazami są kopuły kościołów, w Berlinie jest wieża telewizyjna, a obracająca się wolno kula niczym Szpieg z Krainy Deszczowców czujnie obserwuje co dzieje się na ulicach Berlina.


Chmurzyło się coraz bardziej i zaczęliśmy się obawiać, że deszcz pokrzyżuje nam plany. Na szczęście była to krótka chwila z lekkim deszczykiem, a my zaopatrzeni w parasol dzielnie poszliśmy przed siebie, mijając w szybkim tempie ratusz.


Już bez deszczu doszliśmy do kościoła św. Mikołaja. W średniowieczu życie skupiało się wokół owej świątyni. Dzielnica św Mikołaja była najstarszą dzielnicą Berlina, która podczas II wojny światowej została doszczętnie zniszczona, a w latach osiemdziesiątych odbudowana. Obecnie w kościele organizowane są  koncerty.


Ta uliczka w końcu wzbudziła mój uśmiech. Znalazłam w niej coś co przykuło moją uwagę. Łuki ładnie komponowały się z alejką drzew, a rowery nadawały jej dodatkowego uroku.


Znalazłam tam nawet urokliwy sklepik z dekoracjami.


Doszliśmy do ukwieconego placyku i od razu zrobiło się przyjemniej.


W Berlinie jest kilka żeglugowych przedsiębiorstw, które oferują wycieczki statkiem po dwóch dużych rzekach Sprewie i Haweli. Można sobie zafundować nawet trzygodzinną wycieczkę, której trasa wiedzie przez 23 kilometry i zobaczyć Berlin z pozycji wody. Na pewno jest to bardzo miła forma zwiedzania, zwłaszcza przy słonecznej pogodzie.


Katedra jest naprawdę okazała  i muszę przyznać, że zrobiła na mnie wrażenie. Z daleka rzucają się w oczy przepiękne kopuły, które dodają budowli majestatu. Została ona  zbudowana w latach 1894-1905. Jest to jedna z największych świątyń w Berlinie.


Przy katedrze znajduje się miejsce biesiadowania dla mieszkańców i turystów. Na zielonym równo przystrzyżonym trawniku można usiąść i odpocząć w czasie zwiedzania.


Dźwig na dźwigu i dźwigiem pogania, nieodłączny element berlińskiego krajobrazu.


Idąc dalej minęliśmy Starą Galerię Narodową. Budynek został zbudowany na wzór świątyni w stylu korynckim.


Jadąc do Berlina założyłam sobie, że między innymi muszę zobaczyć wielkie akwarium w Hotelu Radisson Blu. Niestety nie w każdym przewodniku o nim wspominają, na szczęście jest internet.


Warto było, bo nie jest to codzienny widok. Lubię takie atrakcje:) W środku akwarium znajduje się szklana winda dzięki, której można podziwiać pływające ryby. Niestety darmowe jest tylko wejście do hotelu, za przejazd windą trzeba zapłacić ok 6 euro.


To cylindryczne wielopiętrowe akwarium ma pojemność 1 miliona litrów. Jego wymiary to 16 m wysokości, średnica zaś to 11,5 m. Pływa tutaj 50 gatunków ryb tropikalnych. Aqua Dom otwarty został w 2003 roku. O utrzymanie czystości w akwarium dba sztab płetwonurków.


W kierunku Bramy Brandenburskiej ruszyliśmy aleją Unter den Linden. Opisywana jest w przewodnikach jako ulubione miejsce spacerów turystów i mieszkańców. A ja znowu rozglądam się, próbuję znaleźć coś co przekona mnie, że spacer tutaj to sama przyjemność i nic, no nic mnie tu nie rusza. Idąc tak w lekkim rozgoryczeniu natknęliśmy się na smacznie wyglądające lody.  Na pocieszenie kupiłam sobie oczywiście czekoladowe:) Muszę przyznać, że naprawdę były dobre. Oczywiście nie takie jak włoskie, ale smaczne. Choć tyle miłych wspomnień z alei Pod Lipami.


I tak doszliśmy do najsłynniejszego zabytku Berlina czyli Bramy Brandenburskiej, przy której kłębiły się tłumy turystów. Budowla ma wysokość 26 m, a wysoka jest na 65,5 m. Przechodząc przez ten symbol miasta miniemy 11 metrów muru.


Otwarcie bramy nastąpiło bez zbędnych uroczystości w 1791 roku. Po dwóch latach ozdobiono ją dodając czterokonny rydwan powożony przez boginię. W roku 1806 przeszedł tędy triumfalnie Napoleon. 
Niedaleko Bramy Brandenburskiej przebiegała granica RFN i NRD.


Pruska kolumna zwycięstwa widoczna spod Bramy Brandenburskiej znajduje się w parku Tiergarten. Na jej szczycie widnieje figura Nike wykonana z brązu. Wewnątrz kolumny znajdują się schody prowadzące na platformę widokową.


Reichstag mam sfotografowany tylko z tej pozycji. Nasze zmęczenie i niemałe rozczarowanie miastem, skutecznie nas zniechęciło do zrobienia paru kroków w bok z obranej trasy.


Po spędzeniu chwili na fotografowaniu najsłynniejszego zabytku Berlina czyli Bramy Brandenburskiej ruszyliśmy na dalsze zwiedzanie szukając czegoś co nas zauroczy, zadziwi, przyciągnie oko.


Doszliśmy do Pomnika Holokaustu. Na placu, którego powierzchnia wynosi prawie 20 tys. metrów kwadratowych znajduje się pomnik Pomordowanych Żydów Europy. Został on wybudowany w latach 2003-2005. Pomnik składa się z rzędów równo stojących betonowych bloków o różnej wysokości. Podzielony jest wąskimi ścieżkami tworząc swoistego rodzaju labirynt.


Zmęczeni naprawdę długim spacerem postanowiliśmy odpocząć w jednej z licznych restauracji no i oczywiście coś zjeść. Przed nami wyrósł jeden z nagle pojawiających się kelnerów, aby zaprosić nas do knajpki, w której pracuje. Przystąpił do zachwalania serwowanych tu potraw oczywiście w języku niemieckim. Nie jest to język dobrze nam znany, więc skupiliśmy się bardziej na obrazkach niż na monologu pana kelnera;) W końcu spojrzałam na Rodzinkę zadając pytanie: " tutaj się zatrzymamy?", na co Pan kelner z uśmiechem zareagował: "Państwo są z Polski" i już w naszym ojczystym języku zachęcił nas do wejścia na taras i opowiedział ponownie co dobrego serwują.


Duży taras zapewnił nam przy okazji takie oto widoki.


Zamówiliśmy w końcu coś na obiadek i czekaliśmy z niecierpliwością na jego podanie. Ja zamówiłam oczywiście kiełbachę, jakoś nie mogę się jej oprzeć kiedy jestem w Niemczech.


Posileni ruszyliśmy dalej mijając po drodze trzy wieżowce na Potsdamer Platz.


Idąc rozglądałam się coraz bardziej zawiedziona tym miastem. Nie mogłam znaleźć nic czym można by się zachwycić. Berlin wydał mi się kompletnie bez urbanistycznego pomysłu, zabrakło w nim jakiegoś porządku architektonicznego. Tak jakby nikt nie miał pomysłu na to miasto. Nie potrafiłam dostrzec tutaj harmonii zabytków z nowoczesnością.


Wreszcie na koniec dnia znaleźliśmy się na placu, który uznawany jest za najładniejszy w Berlinie. Gendarmenmarkt było jedynym jak do tej pory miejscem w tym mieście, które naprawdę mi się podobało. Tutaj w końcu uczciwie mogłam powiedzieć, że robię zdjęcia z prawdziwą przyjemnością. Nawet słoneczko wystawiało chwilami swoje lico, choć były to naprawdę tylko chwile:(


Gendarmenmarkt zdobią dwie bliźniacze świątynie z XVIII wieku.


Po środku placu króluje Dom Koncertowy. Rocznie odbywa się tu ok. 550 koncertów. Swoje popisy przedstawia tu głównie Berliner Sinfonie Orchester.


Spędziliśmy na tym placu sporo czasu rozglądając się wokoło, obserwując spacerujących ludzi i pstrykając zdjęcia. To była naprawdę przyjemność przebywać w tym miejscu. Trochę mi to poprawiło obraz Berlina chociaż miastem byłam jak dotąd rozczarowana. I tak zakończył się nasz pierwszy dzień zwiedzania stolicy Niemiec. Ruszyliśmy w stronę stacji metra i z podmuchem wróciliśmy do naszego hotelu na zasłużony odpoczynek.


W zwiedzaniu pomagała nam mapka z tej samej serii, o której wcześniej już wspominałam przy wyjeździe do Wiednia, Rzymu i na Lanzarote.



20 komentarzy:

  1. Lubię to miasto! Fajnie móc sobie z Tobą tam pospacerować:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, miło mi tym bardziej, że sama nie potrafiłam znaleźć uroków tego miasta:(

      Usuń
  2. Tez lubie wyobrazac sobie jak zyja ludzie, czym sie zajmuja, jakich maja znajomych itp. Metro tylko na monety? Choociaz Berlin to jedno z tych miast do ktorych mnie jakos mniej ciagnie, to kto wie kiedy sie wybiore:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie dziwne mają automaty, że z jednej strony tylko monety i karty, a z drugiej już i banknoty.

      Usuń
  3. Ciekawy spacer :) w Berlinie miałam okazję być kilka lat temu na kiermaszu bożonarodzeniowym, ale przy okazji trochę zwiedziłam miasto. Najbardziej urzekła mnie wystawa sztuki staroegipskiej, w której zbiorach jest moje ukochane popiersie Nefretete. Ciekawe było też muzeum techniki (nie pamiętam dokładnej nazwy), gdzie samemu można było sprawdzać różne zjawiska fizyczne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie ostatnio tak sobie pomyślałam, że gdybym odwiedziła jakieś muzea mój odbiór Berlina byłby może lepszy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ moc zdjęć! :)
    Brama Brandenburska robi wrażenie..
    Przydałoby się jeszcze trochę słoneczka, ale pogody, niestety, się nie wybiera ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie słoneczko to nas omijało w Berlinie wielkim łukiem niestety:( Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  6. Bardzo fajna relacja i miło było powspominać Berlin.
    Gdy pojechałam do Berlina w pierwszy dzień miałam pogodę w kratkę, że w sumie to trzeba było chodzić w okularach słonecznych i pod parasolem, bo z jednej strony były ciemne burzowe chmury a z drugiej niebieskie niebo.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Okulary słoneczne nam też czasami się przydawały, ale parasol niestety również:(
    Chociaż i tak nie było z drugiej strony najgorzej, bo padało od czasu do czasu. Tyle, że te ciężkie chmurzyska straszyły często i psuły zdjęcia.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  8. O, Berlin! Dobrze wiedzieć, że ktoś pisze na ten temat bo mamy zamiar się tam wybrac :) Mozna wiedziec, czy nocowaliscie w jakims hotelu? Jak sytuacja z samochodem? :)
    pozdrawiamy :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam do poprzedniego posta "Wrocław-Berlin", tam jest opis hotelu, w którym mieszkaliśmy i inne informacje, może coś się przyda:) Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Byłam w Berlinie na wycieczce szkolnej w liceum, której główną atrakcją było odwiedzenie muzeum Pergamon (niesamowite!). Samo miasto nie podobało mi się, może dlatego, że było szaro-buro-ponuro... Warto za to pojechać do Poczdamu i zwiedzić pałac Sanssouci wraz z przepięknymi ogrodami.

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedyś oglądałam zdjęcia z Poczdamu i bardzo mi się miasto spodobało. Mam nadzieję, że kiedyś uda nam się tam dojechać:)

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja sie wybieram do Berlina jak sojka za morze i wybrac sie nie moge :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, bo to czasami tak bywa. Ja też mam kilka takich miejsc:) Za to potem najczęściej są to wyjazdy najbardziej spontaniczne.

      Usuń
  13. O u Ciebie też wycieczki po Niemczech :) Berlin planuję kiedyś odwiedzić, choć słyszałam różnie opinie. Jednak fajnie było przeczytać koleją.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  14. No właśnie opinie są bardzo rozbieżne, więc pewnie lepiej przekonać się samej:) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Kocham to miasto na równi z moim rodzinnym. Jestem nim zafascynowana !!!! , jeżdżę do Berlina co roku od 30 lat i za każdym razem odkrywam coś nowego.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie niestety Berlin rozczarował, zdecydowanie ładniejsze jest Drezno :)

      Usuń