Zastanawialiśmy się, które miasto Toskanii znajdujące się w miarę blisko nas wybrać. No i padło na Montalcino. Poprzednim razem zostało ono potraktowane trochę po macoszemu, ponieważ było to ostatnie z trzech miast zwiedzane w jednym dniu. Teraz postanowiliśmy to naprawić.
Post o Montalcino już jest w Toskanii 2009, ale jest tam niewiele zdjęć, więc teraz można swoją wyobraźnię uzupełnić o fotki z tego roku.
Zaparkowaliśmy dokładnie w tym samym miejscu co poprzednim razem, czyli niedaleko Santuario Di Maria del Soccorso.
Tym razem mieliśmy czas na to żeby zajrzeć do środka, spokojnie usiąść, poczuć chłód ścian i panującą tam ciszę.
Tuż za kościołem jest mały skwerek, z którego rozpościerają się niezwykłe widoki. Mieliśmy nawet okazję poobserwować prace przy winogronach.
Spacerkiem doszliśmy do katedry Santissimo Salvatore. W końcu mogliśmy i tutaj wejść do środka. Katedra stoi w bardzo urokliwym miejscu.
Kamienne domy i brukowane ulice to stały obraz toskańskich miasteczek, a jednak każde z nich ma trochę inny charakter. Sentymentalna podróż po wąskich uliczkach Montalcino sprawiła nam wiele przyjemności. I tutaj znajduje się wiele zaułków, z których można podziwiać cudowny krajobraz Toskanii.
Forteca to najcenniejszy zabytek miasta. Twierdza została wzniesiona w XIV wieku.
Snując się po uliczkach Montalcino doszliśmy do placyku z małym kościółkiem i Enotecami.
W tym samym sklepiku Enoteca di Piazza kupiliśmy takie same wino jak w 2009 roku. Montalcino bowiem słynie z czerwonego wina Brunello di Montalcino. Poprzednie wino miało czekać na specjalną okazję. Czekało 5 lat, a było z 2003 roku. To jedenastoletnie wino wypiliśmy z okazji dostania się naszej Córki do wymarzonego przez nią liceum. No i Karolina wymyśliła sobie żeby zrobić z tego rodzinną tradycję, czyli jeździmy do Montalcino, w Enoteca di Piazza kupujemy to samo Brunello i potem czekamy na okazję. Oczywiście następna to Jej studia:) Ma dziewczyna wymagania;)
No i w końcu Piazza del Popolo. Plac, z którym mamy miłe i smaczne wspomnienia:)
Stojący tutaj smukły ratusz jest bardzo charakterystyczny, łatwo więc skojarzyć z nim to spokojne miasteczko.
A to a propos smacznych wspomnień z Montalcino:) Nie mogliśmy odpuścić sobie biesiady w naszej kawiarence. Jadąc do Montalcino była od razu w naszych planach. Ta historyczna kawiarnia i winiarnia działa od 1888 roku.
Torciku piniowego tym razem nie było, stanęło więc na "czekoladowcach" i pysznej kawie.
Ponieważ jestem czekoladoholikiem i jadam lody czekoladowe z polewą czekoladową, co dla wielu jest niezrozumiałe:) i uwielbiam wszystko co wiąże się z czekoladą, zamówiłam gorący czekoladowy suflet. Był nieziemski...
Warto wejść do środka tej kawiarni, bo wystrój jest naprawdę bardzo ładny.
Po nagromadzeniu węglowodanów w organizmie ruszyliśmy w stronę parkingu. Idąc uliczką od Piazza del Popolo natrafiliśmy na biesiadę Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków. Nie chcieliśmy być niegrzeczni, więc po zrobieniu kilku zdjęć szybko usunęliśmy się z przyjęcia:)
Ta sentymentalna dla nas podróż do słynącego z boskiego Brunello, niewielkiego Montalcino wprawiła nas w dobry humor. Pogoda była przepiękna, słońce mocno prażyło, a na tle błękitnego nieba odbijała się zieleń drzew. Żal nam było stąd wyjeżdżać, ale przed nami była jeszcze podróż przez Val de Orcia, a to dopiero jest bajka...:)))
Toskania niezmiennie zachwyca, zarówno architekturą jak i walorami przyrodniczymi. Ja uwielbiam też Alzację i te wszystkie mniejsze i większe urokliwe miasteczka w których po prostu nie sposób się nie zakochać...
OdpowiedzUsuńWłaśnie tworzę post o tych przyrodniczych walorach Toskanii. Oglądam zdjęcia i cały czas się zachwycam tą krainą:) W Alzacji jeszcze nie byłam, więc chętnie poczytam o niej u Ciebie na blogu. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńToskania jest niezwykła i to prawda, że można się w niej zakochać od pierwszego wejrzenia. Pozazdrościć, ze miałaś okazje być tam tyle razy. My na pewno tam jeszcze wrócimy, chętnie w te same miejsca np. jak Montalcino. Fajnie ogląda się czyjeś zdjęcia z innej perspektywy...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jeszcze będę mogła wrócić do Toskanii. Powtórzyłabym Sienę, Florencję, Volterre, ach zresztą wszędzie bym wróciła:)
UsuńTe małe miasteczka uwielbiam za brak tłumów, za klimat jaki mają.
OdpowiedzUsuńSienę oglądałam podczas igrzysk, to było dopiero, aż piałam z zachwytu, nawet wtedy nie miałam foto, a zdjęć komórką się nie robiło( tak, dawnooo temu) za to pamiętam rozśpiewane ulice, upał i cudowność w każdym skrawku.
A Florencja, no coż, chyba będę musiała w końcu usiąść i napisać o tych miejscach.
Napisz koniecznie, będą pierwszą czytelniczką:) Do Florencji chętnie bym wróciła tak na spokojnie, na kilka dni. Sienę uwielbiam, Volterra skradła moje serce, ale i te "małe perełki" są cudowne. Zwłaszcza kiedy mijasz samych mieszkańców:) Miałam to szczęście, że udało mi się zwiedzić takie miejsca, dzięki powrotom przez cztery lata z rzędu:)
OdpowiedzUsuń