Fira to stolica Wyspy Santorini. Centrum handlowe i rozrywkowe, położone na wysokim klifie. Niestety miasto nie posiada swoich plaż.
Fira jest bardziej kolorowa niż Oia, oczywiście jest przepiękna, ale dla mnie Oia z nią wygrywa. Dla mnie to miasteczko to kwintesencja Santorini. Może obraz Oia odtwarzany w głowie przez tyle lat, wymarzony, umieszczany na pocztówkach, w przewodnikach, na zdjęciach tak mocno zakorzenił się w moim mózgu, że innego Santorini sobie nie wyobrażam.
Stolica wyspy obfituje w restauracje i tawerny. Nie jest tu tanio, ale warto zatrzymać się na chwilę w jednej z nich i spróbować tradycyjnych potraw.
Nam poleciła tę tawernę pani przewodnik, pewnie jak w większości takich przypadków w grę wchodzi jakaś umowa, prowizja itp. Jednak nie zawiedliśmy się, bo wiadomo, że z tymi polecanymi lokalami gastronomicznymi różnie bywa.
My z Mężem zamówiliśmy Mussakę a Karola postawiła na Souvlaki. Dania bardzo nam smakowały, także spokojnie można tam zjeść.
Widoki z Santorini są przepiękne, myślę, że mogłabym tak przesiedzieć cały dzień i delektować się tym cudem natury.
Fira wtulona jest w czerwono-czarne urwisko, z którego rozpościera się bajkowy widok. Podobno wyspę nazywają Santorini tylko turyści, tubylcy mówią na nią Thira. Miejscowość pięknie wygląda zaraz po zachodzie słońca, ale równie ślicznie i niesamowicie tuż przed samym zachodem kiedy to czerwona poświata otula białe domki nadając im krwisty kolor. Kiedyś ten widok przerażał żeglarzy, którzy nazywali Santorini, Wyspą Wampirów.
Nawet tak bajeczne miejsce ma swoje wady i pomijam tutaj tłumy turystów. We wszystkich miasteczkach codziennie wyłączany jest prąd na ok 2h. Niestety jest to konieczne, aby nie było kumulacji co spowoduje niemałą katastrofę, pamiętajcie, że jak nie ma prądu to nie ma też wody, z którą jak pisałam w poprzednim poście o Oia jest problem.
Taki grill to ja rozumiem.
Te małe białe budyneczki nie są takie malutkie na jakie wyglądają, ponieważ są wykute w pumeksowej skale, prawie każdy z nich jest powiększony w taki sposób. Daje to przyjemny chłód w lecie i ciepło zimą.
Oczywiście tak jak wszędzie nie brakuje tutaj sklepów z pamiątkami, rękodziełem i ogólnym badziewiem.
Jest w tym miejscu jednak jedna rzecz, z którą nie potrafię się zgodzić a mianowicie wykorzystywanie osiołków do przewozu turystów. Może ktoś powie, że to normalne, że osły zawsze służyły ludziom jako środek transportu, to jednak jest mi najnormalniej w świecie żal tych zwierząt.
Wchodzą biedaki z dołu do góry po 526 schodach, w okropnym upale, dźwigając na swoich grzbietach nie tylko filigranowe panienki.
Tak wygląda droga, po której wspinają się osiołki z różnym ciężarem na grzbiecie. Nie podoba mi się to i nie podobają mi się ludzie, którzy z tego korzystają.
Jejku tak sobie wieczorkiem posiedzieć na takim tarasie, ale raczej prywatnym, tuż przy domku....to by było dopiero spełnienie marzeń:)
Spójrzcie na zdjęcie poniżej, tam w skale widać tylko drzwi domów. Reszta pomieszczeń mieści się w skale o czym wcześniej wspominałam.
Niebieskie schodki, poręcze, płotki, okna, drzwi, a to wszystko otulone bielą ścian, cudowne.
Naprawdę warto odwiedzić Santorini. Byłam tu krótko i tylko w dwóch miasteczkach, ale i tak jestem szczęśliwa z tego powodu. Oby kiedyś udało mi się być tu dłużej, powtórzyć Firę i Oia i tu zamieszkać na parę dni, ale odwiedzić także inne miejsca na tej cudownej wyspie.
Pod koniec naszej wędrówki znaleźliśmy małą, przytulną restauracyjkę z przemiłą panią. Śliczny wystrój pięknie współgrał z architekturą Firy.
Właśnie tutaj piłam najlepsze w moim życiu Mojito, przebiło nawet to na Maderze. Cudownie zrównoważony smak słodyczy z goryczką, a do tego tak uroczo przystrojone. Boskie doznanie spotęgowane dodatkowo przebywaniem w takim bajkowym miejscu.
Fira jest pełna schodów, krętych uliczek, zakamarków otoczonych białymi i kolorowymi domkami oraz cudownymi widokami. Przepiękne miejsce, chociaż tak jak mówiłam Oia jest dla mnie numer jeden, ponieważ to ona była moim marzeniem na Santorini.
A to już port, z którego płynęliśmy z powrotem na Kretę. Nasz katamaran wracał trochę dłużej niż w drodze na Santorini, bo były to 3 godziny.
Na koniec trochę zdjęć ze statku. Takie pożegnanie. Boże jak było mi smutno, że muszę stąd odpłynąć. Nie wiem czy uda mi się tu kiedyś jeszcze wrócić, bo takiej pewności nikt nie może mieć. Mam jednak nadzieję, że wrócę tu kiedyś na kilka dni, aby zatopić się totalnie w atmosferę tego miejsca, jednego z piękniejszych jakie widziałam.
Nadzieję w końcu mogę mieć, tego nikt mi nie zabroni, wszak nadzieja umiera ostatnia:)
Żegnaj cudowne Santorini, żegnaj Grecjo.
Ta miejscowość też mi się podoba. Może brak jej błękitnych dachów, ale nie szkodzi, bo biała zabudowa ma swój niepowtarzalny urok, który zawsze przyciąga mój wzrok kiedy oglądam zdjęcia z Grecji.
OdpowiedzUsuńOsiołki kiedyś też woziły ludzi góra dół ALE to dotyczyło ich właścicieli, a nie rzeszy ludzi w godzinach "od do". Też mi się to nie podoba. Ludzie z tego korzystają dlatego raczej nie zaprzestaną handlować oślim zdrowiem.
Ludzie są tacy beztroscy i bezmyślni często, że ręce mi opadają:(
UsuńPrzepiękne miejsce. Na Twoich zdjęciach wcale nie widać tych tłumów turystów, gratulacje ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, czasami się udaje zrobić unik:)))
UsuńZgadzam się co do piękna tego miejsca i co do osiołków.
OdpowiedzUsuńWidzieliśmy to na własne oczy. Szliśmy pieszo po tych schodach. Bardzo żal mi było osiołków.
Wspaniałe ujęcia Firy.
Pozdrawiam Cię Beatko!
Dziękuję Basiu
UsuńDla mnie Santorini jest po prostu bajką i niech sobie ludzie mówią co chce :)
Pozdrawiam Basiu mocno:)
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCudowne miejsce do życia. Widoki bajeczne, morze idealne. Widoki na twoich zdjęciach jak z pocztówek :)
OdpowiedzUsuń