sobota, 17 maja 2014

WIEDEŃ - dzień trzeci



No i po burzy nie zawsze wychodzi słońce. Tak też się stało dnia trzeciego w Wiedniu. Niebo zasnuło się chmurami i kropił deszcz. To nas jednak nie zniechęciło:) Zresztą deszcz zaraz przestał padać, trzeba było jednak zmierzyć się z zimnem, co nie było łatwe po tych dwóch słonecznych dniach.


W tym dniu podzieliliśmy się z Rodziną czasem wolnym:) Z Mężem i Córką poszliśmy poszwendać się jeszcze po ulicach Wiednia i w poszukiwaniu tortu Sachera. Pogoda nie przegoniła oczywiście turystów. Nadal było wszędzie mnóstwo ludzi.


Jak widać chętnych na zwiedzanie Wiednia nie brakuje nawet w pochmurny i chłodny dzień. Wszystko wygląda tak jak podczas ciepłych dni. No może z tą różnicą, że nie jest tak ładnie jak w słońcu i trochę mniej ludzi siedzi na zewnątrz delektując się wiedeńskimi smakołykami, a dorożki musiały przywdziać " kapturki ":)


Spacerując po ulicach zaglądaliśmy do każdej napotkanej kawiarni, aby usiąść i w końcu zjeść ten znany wiedeński przysmak, czyli często przeze mnie wspominany tort Sachera. Czy jesteście w stanie uwierzyć, że nie znaleźliśmy ani jednego wolnego miejsca. Kawiarnie pękały w szwach! Nie poddałam się jednak ku "rozpaczy" Córki i Męża:) Nie mogłam wyjechać i nie spróbować w końcu tego tortu. Usiedliśmy, więc na zewnątrz. Wiedeń jednak przygotowany jest na takie okazje. Pod parasolami zamontowane są lampy, które ogrzewają siedzących na dworze turystów.
Tak, więc usiedliśmy przy stoliku i złożyliśmy zamówienie:)
Muszę powiedzieć nieskromnie, że Sacher w moim wykonaniu jest bardzo podobny w smaku, niestety nigdy nie udało mi się stworzyć takiej polewy czekoladowej, jaką oblany jest ten wiedeński tort.


Skoro jesteśmy przy temacie tortu Sachera, no to proszę bardzo jest i Hotel Sacher.


Nie sposób nie wspomnieć również o innych znanych smakołykach. Chodzi oczywiście o słynne czekoladki Mozart. Można je kupić wszędzie, począwszy od Pałacu Schonbruun czy Prateru, a skończywszy na zwyczajnych sklepach spożywczych.


Na każdym kroku możemy spotkać również podobiznę Sissi i najpopularniejszy obraz Gustava Klimta "Pocałunek".


Nie brakuje oczywiście mniej lub bardziej gustownych pamiątek i buszujących wśród nich turystów.


Spacerując ulicami doszliśmy do Opery Wiedeńskiej. Dzięki liczbie granych tu spektakli zajmuje ona pierwsze miejsce w międzynarodowym rankingu. Raz do roku scena i widownia zamienia się w salę balową. W obecności Prezydenta wiruje w tańcu sto debiutanckich par, elegancko ubranych w długie suknie i fraki.


Wśród gmachów i tłumu zdarzają się takie urocze zakątki.


W tym dniu postawiliśmy na austriacki posiłek. Co oprócz słodyczy znane jest w Austrii? Oczywiście Bratwursty, czyli kiełbaski zamknięte w bułce, bądź podawane pokrojone na tacce. Dla mnie klasyk to ten w bule z musztardą:) Pychotka.


Po głównym deptaku spacerują tak oto odziani panowie i werbują turystów na koncerty. Szwagier był tym "złapanym" i namówił nas na uczestniczenie w tym wydarzeniu kulturalnym. Bilety na koncert Mozarta i Straussa kosztowały nas 58 euro za dwie osoby, a Córka miała wejście gratis. Strój na szczęście dowolny.


Wieczorem czekało nas, więc coś dla duszy.


Zasiedliśmy w niewielkiej sali koncertowej i oddaliśmy się słuchaniu muzyki, śpiewu operowego i oglądaniu baletu. Pierwsza część poświęcona Mozartowi bardzo mi się podobała, natomiast druga, gdzie gościła muzyka Straussa już trochę mniej. Zdecydowanie najmniej przypadł mi do gustu balecik, bo jakoś tak powiało chałturą. Ogólne wrażenie było pozytywne, chociaż na kolana nie rzucało.


Wracając po koncercie mieliśmy okazję podziwiać Wiedeń nocą.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz