wtorek, 13 maja 2014

WIEDEŃ - dzień drugi



Drugi dzień w Wiedniu zapowiadał się jeszcze piękniejszy niż pierwszy, w związku z tym postanowiliśmy pojechać do jednego z najbardziej znanych parków rozrywki w Europie, a mianowicie na Prater, który położony jest wśród zieleni i uważany za jeden z dziesięciu najpiękniejszych parków na świecie.

Prater działa już od XIX wieku. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, zarówno dzieci jak i dorośli będą się dobrze bawić. Znajdują się tu restauracje, a także kasyna. Wstęp jest wolny, płaci się za korzystanie z atrakcji. Koszt to od 1-10 euro/os.


Pierwszym obiektem, na który postanowiliśmy pójść (a moim też ostatnim:))był Diabelski Młyn. Za namową całej Rodziny, bo wysokości to nie moja bajka, weszłam do czerwonego wagonika i zaczęła się przygoda na Praterze. Przyznam, że posiadanie zdjęć z takimi widokami było dodatkowym bodźcem do skorzystania z tej rozrywki. Poza tym jest to najstarsze działające tego typu urządzenie na świecie pochodzące z 1897 roku. Średnica koła to 61 metrów, a najwyższy punkt nad ziemią to 65 metrów. Bilet wstępu kosztuje 9 euro/os.


W takich oto wagonikach można podziwiać Wiedeń z wysokości.


Gdy spojrzałam w dół, nogi mi się lekko ugięły...:)


Rzeczywiście warto było się przełamać dla tych widoków.  Z każdą chwilą naszym oczom ukazywała się piękniejsza panorama Wiednia.


Po zakończonej rozrywce na Diabelskim Młynie oddałam się już tylko fotografowaniu "wesołych obiektów":)


A to seria jak dla mnie totalnych ekstrem!

Jednym z nich jest Volare. Kładziemy się na brzuchu w takiej  oto "klatce"


I po takim zawijasie pędzimy, obracając się jeszcze od czasu do czasu:)


Następny to Turbo Booster, widzicie te nóżki w górze?....


Prater Turm czyli wieża mająca 117 m wysokości. Brrr...


To wszystko chyba tylko dla tych, którzy kochają adrenalinę. Ja z własnej woli na pewno bym na żaden z nich nie weszła, a ludzie jeszcze za to płacą ;)


Zmęczeni upałem i hałasem wesołego miasteczka postanowiliśmy udać się do metra i pojechać do centrum. W pełnym słońcu wszystko nabrało dodatkowego uroku.
Wiedeń to mieszanka stylów architektonicznych. Barokowe pałace przeplatają się z romańskimi i gotyckimi kościołami, a monumentalne kamienice maję przepiękne fasady. Panuje tu wieczny ruch. Mieszkańcy pędzą przed siebie, a turyści powoli spacerując uwieczniają wszystko na fotkach. Restauracje i kawiarnie mają tutaj zawsze zapełnione stoliki.



Kościół św. Piotra został wzniesiony w latach 1702-1733.


 Doszliśmy do najdroższej ulicy Wiednia, na Kohlmarkt. Swoją siedzibę mają tutaj ekskluzywne butiki ozdobione szyldami znanych światowych marek. Nie wchodziłam jednak do sklepów, aby nie tracić czasu na zakupy;)


Hofburg był ulubioną rezydencją Habsburgów. Pałac ten powstawał przez siedem wieków. Rodzina cesarska zamieszkiwała tu do 1918 roku. Dzisiaj mieści się tu Kancelaria Prezydenta oraz liczne urzędy. Wspaniałemu pałacowi dodają uroku stojące przed nim dorożki.


Na Heldenplatz możemy obejrzeć fasadę nowego pałacu, który powstał w latach 1881-1913


Pogoda jak do tej pory naprawdę nas rozpieszczała. W Polsce w tym czasie było bardzo zimno. Jak widać wiele osób postanowiło skorzystać z tej pięknej aury robiąc sobie przed pałacem piknik:)


Byliśmy już trochę zmęczeni, więc postanowiliśmy pojechać na obiad. Padło na włoską knajpkę. Tak wiem, w Wiedniu włoskie jedzenie:) A żeby było śmieszniej spotkaliśmy kelnerkę, która mówiła po polsku, choć z  wyraźnym obcym akcentem, a zaraz potem polskiego kelnera:)
Szukając w menu co by tu smacznego wybrać, znalazłam gnocchi i wróciły wspomnienia o tych pysznych kluseczkach, które jadłam w Bibione, więc i tu się na nie skusiłam. Niestety daleko im było do tamtych z Italii:(


Po posiłku i odpoczynku wybraliśmy się, aby zobaczyć oryginalną kamienicę Hundertwasserhaus. Ten nietypowy twór architektoniczny wzbudza pewnie różne emocje, ale moim zdaniem jest naprawdę interesujący. Mieści się tutaj 50 mieszkań. Każde z mieszkań oznaczone jest na zewnątrz innym kolorem. Całość kolorowej fasady uzupełniają mozaiki.


Mnie urzekły śliczne małe balkoniki.


Klatka schodowa tego kolorowego cudeńka.


Na przeciwko kamienicy znajduje się park Village. Można tu pospacerować po krzywych podłogach, zrobić zakupy, a nawet napić się czegoś w oryginalnym barze.


Ciekawostką są w tym miejscu również toalety. Nie przypuzczałam, że kiedykolwiek będę robiła zdjęcia w takim miejscu:)


Delektując się przepiękną pogodą, spacerkiem poszliśmy do przecudnego XVII wiecznego kościoła Jezuitów.


Jego późnobarokowe wnętrze to ogromny przepych. Chociaż nie przepadam za tym, to tutaj zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Dodatkową atrakcją jest..iluzja:) Po raz pierwszy w Wiedniu właśnie w tym kościele zastosowano malarstwo iluzjonistyczne. Kiedy spojrzymy w górę zobaczymy wnętrze kopuły, której tak naprawdę nie ma:)


Ta przepiękna ambona wykonana jest z drewna orzechowego i ozdobiona masą perłową.


Na zakończenie drugiego dnia w Wiedniu poszliśmy zobaczyć Dom Mozarta, który znajduje się przy Domgasse 5. Nie wchodziliśmy jednak do środka, ponieważ byliśmy już bardzo zmęczeni i zaczęło się chmurzyć. Szybko poszliśmy do tramwaju, a kiedy wysiedliśmy na przystanku trzeba było przeczekać burzę i oberwanie chmury. Nagle zrobiło się zimno;( I takim oto burzowym acentam zakończył się drugi dzień w stolicy Austrii.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz