niedziela, 23 marca 2014

Powrót. LANZAROTE - WROCŁAW



Buuuu. Tak ciężko opuścić to piękne miejsce. W dodatku wrócić do szarych krajobrazów zimowej Polski ( chociaż Bogu dzięki zima w tym roku wspaniale wiosenna) z 26 stopni i codziennego słoneczka. Jednak w dniu naszego wyjazdu Lanzarote się zachmurzyło.


No cóż taka kolej rzeczy. Nie ma co narzekać, bo dwa tygodnie lata w środku zimy nie zdarzają się co roku i trzeba się z tego cieszyć. Zabieramy ze sobą kolejne doświadczenia, wspomnienia i ok 1500 zdjęć:) 
Rano poszliśmy jeszcze na śniadanie i prawie je celebrowaliśmy jak to bywa z tymi ostatnimi razami.
Posiedzieliśmy jeszcze trochę na balkonie delektując się widokami pięknych palm, a potem rzucając okiem ostatni raz na nasz pokój, obładowani bagażami ruszyliśmy do lobby hotelowego, aby poczekać na autokar, który miał nas zawieźć na lotnisko. Zjawił się ok godziny 13. Jadąc, tęsknym wzrokiem patrzyliśmy na krajobrazy tej niesamowitej wyspy.
Po drodze stwierdziliśmy, że coś dziwnego stało się z naszą plażą. Przypływ?


Przed nami były dwa starty i dwa lądowania, o czym dowiedzieliśmy się trzy dni przed wylotem. Lecieliśmy najpierw do Katowic, a potem dopiero do Wrocławia. No super, z moim zamiłowaniem do latania po prostu bajka. No dobra, starty są fajne, przyznaję:) 
Na lotnisku panowało okropne zamieszanie, tłumy ludzi powracających do domów tworzyły długie kolejki do odprawy bagażowej. Nam na szczęście udało się być na początku tego ogonka, więc szybko pozbyliśmy się balastu i mogliśmy przejść do kolejnego punktu lotniskowej procedury. Najpierw przez bramki przeszła z powodzeniem nasza Córka, potem Mąż, a na końcu piszcząc ja. No pięknie, tłumacz im teraz, że mam póki co pełno metalu  w nodze... Musiałam zdjąć buty i przejść jeszcze raz. Tym razem na szczęście bez piszczenia. Hałas robiły bowiem moje buty, które posiadały metalowe dodatki. Co ciekawe we Wrocławiu przeszłam w nich bez problemu. Może na Lanzarote mają bardziej czułe bramki?:)


Po tym okropnym zamieszaniu i jakiejś nerwowej atmosferze panującej na tym lotnisku, przeszliśmy do strefy bezcłowej i w sklepie zrobiliśmy małe zakupy.


Teraz musieliśmy już tylko poczekać na nasz samolot, który miał nas wznieść w niebiosa;)
Byłam w swoim żywiole mogąc zza wielkiej szyby na lotnisku przyglądać się startującym i lądującym samolotom:) Mogłabym tak siedzieć godzinami. Popstrykałam trochę zdjęć i z przyjemnością oddałam się dalszej obserwacji potężnych maszyn i tego całego zamieszania wokół nich.


Przyleciał w końcu nasz uśmiechnięty samolot. Wreszcie mogliśmy wejść na pokład. Niestety wylecieliśmy z godzinnym opóźnieniem. Siedząc już w samolocie kapitan poinformował nas, że czekamy na zgodę na start z powodu wielkiego ruchu jaki panował na lotnisku. I tak z 15.30 zrobiła się 16.30. W końcu nastąpił najfajniejszy moment z całego podróżowania samolotem czyli ryk silników i "rajd" po płycie lotniska.


Wzbiliśmy się w górę patrząc jak cudowne Lanzarote robi się coraz mniejsze i mniejsze, aż w końcu niestety znika nam z oczu:(
Kapitan zameldował się ponownie i poinformował nas, że będziemy lecieć przez Hiszpanię, Francję Szwajcarię, Niemcy, Czechy aż wlecimy na terytorium Polski.
W czasie podróży trochę nami kołysało. Najpierw lecieliśmy na 900 tys. metrów ze względu na wiatr, który nad Casablancą wiał z prędkością 140km/h. Około godziny 19.15 naszego czasu wiało już 240 km/h i wtedy bujało nami najmocniej, ale jakimiś mocnymi turbulencjami bym tego nie nazwała. Ok 19.50 wiatr się trochę uspokoił i dmuchał już tylko 160 km/h:). 
Nie przepadam za lataniem, ale po ciemku latać wręcz nie znoszę. Do Katowic dolecieliśmy w deszczu po godzinie 23. A potem znów sunęliśmy po płycie i wzbiliśmy się w ciemność. Z Katowic do Wrocławia leci się ok 20 minut. Podczas tego krótkiego lotu światła w samolocie były zgaszane, a my siedzieliśmy zapięci w pasy, bo przy tak krótkim locie nie ma sensu przechodzić do dalszej procedury:)
We Wrocławiu wylądowaliśmy ok godziny 23.30 i powitani zostaliśmy ciemnością i deszczem:(
I jak to śpiewał Maleńczuk w piosence pt."Konduktorka PKP" - " tak z nieba na ziemię zlądował w Jeleniej":):(





2 komentarze:

  1. WYBIERAM SIĘ TAM I WYBIERAM A CO ROKU I TAK LĄDUJĘ NA GRECKICH WYSPACH,CO BY TU SIĘ NIE POWTARZAĆ, KOLEJNY PIĘKNY ALBUM ZDJĘCIOWY.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki wielkie. Namawiam Cię na Kanary, ze swojej strony mogę polecić tylko Lanzarote, ale myślę, że to tutaj właśnie można zobaczyć prawdziwe Wyspy Kanaryjskie, niewiele jednak skażone nadmierna turystką.

    OdpowiedzUsuń