Pojechaliśmy, więc do Santa Margherita. Tym razem zaparkowaliśmy samochody i ruszyliśmy przed siebie. Gdzieś w końcu znajdziemy ten przystanek, z którego odjeżdża autobus do Portofino:)
Spacerując wzdłuż morza zachwycaliśmy się widokami. Rzeczywiście roślinność jest tu przepiękna. Widać, że służy jej klimat riwiery.
Idąc przed siebie podziwialiśmy zabudowę miasteczka, schowany gdzieś na wzgórzu kościół, budynki z uroczymi okiennicami, piękne rezydencje i kołyszące się na morzu jachty i jachciki.
Czyż to nie urocze miejsce? Naprawdę prześliczne, mogłabym tu przyjechać na wakacje.
I tak sobie spacerując i podziwiając w końcu znaleźliśmy przystanek autobusowy. Pytanie tylko czy przyjedzie autobus?:) Po jakimś czasie podjechał mały autobusik. Kupiliśmy bilety u pani (!) kierowcy i szczęśliwi, że w końcu coś nas zawiezie do Portofino zajęliśmy miejsca. Było to kilka przystanków, ale jakże emocjonujących:) Droga kręta i wąziutka a Włosi są " najlepszymi" kierowcami, więc uważać na nic nie muszą:) Co chwilę pani kierowca trąbiła bardzo donośnym klaksonem, na który za każdym razem podskakiwałam do góry. Okazało się, że w ten sposób ostrzega jadące z naprzeciwka samochody, które jeszcze jej nie widzą. Wyminąć się na tej drodze specjalnie nie dało, więc jakoś trzeba było sobie radzić:)
Jechaliśmy wzdłuż morza, więc widoki przepiękne, ale spokojnie nie dało się ich podziwiać;)
I w taki oto sposób po 40 minutach spędzonych na dworcu w Rapallo, gdzie przywitał nas strajk, po przejażdżce do Santa Margherita i po pełnej grozy:) jeździe autobusem, dotarliśmy do Portofino.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz