GRAN CANARIA - PLAYA DEL INGLES

Wybraliśmy tę miejscowość, ponieważ była ona dobrze położona w stosunku do wielu atrakcji.

Playa del Ingles nastawiona jest na masową turystkę, składającą się z hoteli i apartamentów oraz sklepów i restauracji. 

Tak prawdę powiedziawszy, to wieczne tłumy i oblężenie czułam w hotelu, natomiast w samej miejscowości nie było jakoś przytłaczająco.

Są tu centra handlowe, oczywiście nie takie ogromne kompleksy jak w dużych miastach, raczej bardzo charakterystyczne dla wysp kanaryjskich jeśli chodzi o samą architekturę.

Są dyskonty oraz sklepy z pamiątkami. Jest sporo wypożyczalni aut i skuterów.

Tak naprawdę to powiem Wam szczerze, że nie mam pojęcia gdzie kończyła się nasza miejscowość, a gdzie zaczynała następna, bo wszystkie te miasteczka płynnie przechodzą jedno w drugie.

To co od razu rzuciło mi się w oczy i urzekło mnie bardzo to piękne palmy. Naprawdę widzieliśmy je już w wielu miejscach, ale te tutaj były tak soczyście zielone, a ich pióropusze tak kształtne jakby były specjalnie przez kogoś układane.

Samo miasto posiada tak jak pisałam wcześniej hotele i apartamenty ale są też parterowe domki tak zwane bungalowy i chyba taka forma wypoczynku bardziej by mi odpowiadała. No cóż nic straconego następnym razem można o tym pomyśleć.

Kwiaty oczywiście są cudowne i rosną mimo takich upałów naprawdę pięknie.

Niedaleko nas był piękny hotel Riu, który za sobą skrywał przepiękne słynne wydmy Maspalomas.

Właśnie przechodząc bramę wjazdową, przepiękna upalmiona droga prowadziła nas do tego cudu natury. Między innymi dlatego też padło na Playa del Ingles, aby można je było zobaczyć i przy zachodzie słońca i podczas świtu.

Miejscowość wcale nie okazała się bardzo głośna i przeludniona, a byliśmy tam w połowie lipca, więc w czasie wakacji. Może dlatego, że mam już porównanie z naprawdę zadeptanymi miejscowościami ta wydała mi się całkiem dobrym wyborem.