Przyznaję, że La Orotava była miastem, do którego bardzo chciałam pojechać. Po pierwsze oglądając zdjęcia w necie doszłam do wniosku, że to coś dla mnie, a moją decyzję umocnił jeszcze program Roberta Makłowicza. Opinie o mieście są bardzo różne, jedni mówią, że jest tam ślicznie, inni że miasto jak wiele innych na Teneryfie, a jeszcze inni, że jest to najpiękniejsze miasto na wyspie. Ja jednak wolę pozostać wierna swojej intuicji, bo do tej pory raczej mnie nie zawiodła.
Z Puerto de la Cruz pojechaliśmy do Orotavy autobusem nr 101, ( można też dojechać nr 354), z powrotem wróciliśmy autobusem 350.
Z tego miasta jest piękny widok na Wulkan Teide. Oczywiście do takiego zdjęcia potrzebny jest duży zoom, ale właśnie tutaj wygląda tak okazale.
Już po pierwszych krokach wiedziałam, że to jest miejsce, którego szukałam na Teneryfie. Zabudowa charakterystyczna dla tego regionu od razu wprowadziła mnie w dobry nastrój.
Po krótkim spacerze doszliśmy do punktu widokowego. Uśmiechnęłam się, bo na takie obrazy nie sposób pozostać obojętnym.
Skarbem La Orotavy jest oczywiście Starówka. Wąskie i strome uliczki to charakterystyczny widok w tym mieście. Trochę trzeba podejść pod górę, ale naprawdę warto. Mnie zachwycały tutaj fasady budynków, ich kolory i oczywiście cudowne, wręcz koronkowe balkony.
Głównym punktem w La Orotavie jest Plaza de la Constitucion, na którym w grudniu zrobiono, a właściwie chyba dopiero robiono szopkę bożonarodzeniową, chyba, że już po ustawieniu odbyła się tutaj niezła impreza;)))
Ten dom urzekł mnie właśnie w programie Roberta Makłowicza. Jest to najbardziej charakterystyczna budowla w Orotavie. Casa de los Balcones przyciąga swoją innością i przepięknymi szczegółami. Obecnie w tym pięknym budynku znajduje się muzeum, jest tutaj centrum rękodzieła i szkoła haftu.
Draceny obok palm to chyba najpopularniejsze tutaj drzewa obok palm. Niesamowita jest ta plątanina gałęzi, która i tak zawsze wygląda na uporządkowaną.
Nie będę oryginalna, gdy powiem, że wąskie uliczki zawsze mnie urzekają, Italia mnie tymi obrazkami pochłonęła. Za to Orotava zaskoczyła mnie taką ilością pięknych zaułków. To było to czego brakowało mi na Teneryfie, czegoś charakterystycznego, innego niż ulice pełne hoteli i restauracji robionych stricte pod turystów. To miało być coś co będę chciała wspominać.
Nad Starówką górują wieże kościoła Matki Boskiej Niepokalanego Poczęcia ( Iglesia de la Nuestra Senora de la Concepcion). Świątynia wygląda dość monumentalnie i wnętrze również utrzymane jest w tym stylu.
Jak widać nie tylko ja czułam się bardzo dobrze w Orotavie :)
I tak spacerując sobie z góry i pod górę doszliśmy do przepięknej i przeuroczej restauracji Tasca el Cotilleo de la Villa. To tutaj właśnie Robert Makłowicz próbował dania kuchni kanaryjskiej. No dobra już wiecie, że jestem fanką programu "Makłowicz w podróży". Nie wiem jak można być takim kretynem jak telewizja publiczna i wycofać tak wartościowy program!
To nie jest zwykła restauracja, to prawdziwe dzieło sztuki. Klimat tej knajpeczki jest naprawdę niesamowity.
Restauracja posiada przepiękny, zalany zielenią dziedziniec lub taras, właściwie nie wiem jak to do końca nazwać. Co by to nie było, spożywanie posiłku w takiej atmosferze jest cudowne.
Przed głównym posiłkiem dostaliśmy takie oto buły z mazidłem o nieziemskim smaku. Na dobrą sprawę to najadłam się już tą przystawką. Było to naprawdę przepyszne.
Większość z nas zamówiła sobie tradycyjne sery, jeden z nich przyprawiony był na ostro, a drugi na słodko. Ten drugi smakował mi bardziej. Całe danie było jednak rewelacyjne i syte.
Jeśli będziecie kiedyś w Orotavie odwiedźcie tę restaurację. Naprawdę bardzo polecam ze względu na pyszne jedzenie i cudowną scenerię.
Tak wygląda wejście od ulicy.
Mam nadzieję, że z tak szczegółowym opisem i adresem traficie do niej na pewno.
Jeśli będziecie na Teneryfie odwiedźcie Orotavę. Bez niej nasz wyjazd byłby dla mnie niesatysfakcjonujący. To miasto dało mi nadzieję, że Teneryfa ma w sobie parę pięknych, nieskażonych turystką miejsc. Orotavę na pewno będę chciała wspominać.
Powiem Ci, że rajsko. Podróże z Makłowiczem oglądałam kiedyś razem z tatą (tata kucharz), to był najciekawszy program kulinarny w telewizji.
OdpowiedzUsuńRestauracja obłędna, bardzo lubię jadłodajnie z charakterem!
Ostatnio z mężem też spacerowaliśmy pod palmami nad lazurowym jeziorem - i tu Cię może zaskoczę - w północnej Szwajcarii. Wcale nie jest tak zimno w tym kraju, raczej bywa, że lato zamienia się dosłownie w piekło. Fakt, że zima utrzymuje się tutaj ambitnie, ale lipiec i sierpień to coś zdecydowanie dla zwolenników gorąca.
Ciekawostka: wrzesień i październik tą bajecznie kolorowe, tutaj jesień nie przychodzi, ona tu wybucha!
Kusisz Kochana coraz bardziej swoją Szwajcarią. Skoro mówisz, że lato jest tam tak cieplutkie to może Szwajcaria stanie się naszem wakacyjnym miejscem:)
UsuńTa restauracja nam też bardzo przypadła do gustu.W takich klimatycznych miejscach wszystko smakuje lepiej:) Pozdrawiam serdecznie:)
2 dni temu było 29 stp. C. W maju, rozumiesz? Na szczęście burza przegnała gorączkę na dwa następne dni, ale nadal jest ciepło. Czyste niebo mamy w tej chwili. śnieg już powoli ze szczytów znika.
UsuńWyobraź sobie teraz lipiec i sierpień. Chyba uderzymy znów w tym terminie do Polski, ja to troszkę kiepsko znoszę...
Jest rajsko, owszem. Trzeba mieć jeszcze predyspozycje do tego, aby znieść pełnię piekielnego słońca gdzieś na wysokości np 2000 m. Dlatego czasem opisuję góry na blogu jako marsjańskie szlaki.
No tak o tym nie pomyślałam, że tutaj jeszcze wysokości wzmacniają upał. Ale wiesz co ja wolę takie upały niż jesień i zimę. Nie znoszę zimna, tego ubierania się, krótkich dni. No i łapię doła w takich kiepskich warunkach pogodowych. U nas dzisiaj było 29 stopni. Mi to pasuje:)
UsuńBeatko cieszę się, że opisałaś to miejsce. My na Teneryfę planujemy jeszcze wrócić. Podczas naszego pobytu dosyć porządnie pochorowałam się i oprócz 1 wycieczki nigdzie nie byłam. Mąż pojechał sam na Teide. Kiedyś o tym napiszę.
OdpowiedzUsuńPiękne miejsce, cudne zdjęcia a Wy Dziewczyny jak siostry. :)
Pozdrawiam Cię bardzo ciepło!
Ojej to przykre.Ja się tylko na Boże Narodzenie na Teneryfie pochorowałam.Jednak jeden dzień wystarczył na leczenie.
UsuńDziękuję Basiu za takie miłe komplementy:) Pozdrawiam cieplutko:)
i cale szczescie ze sie na te wycieczke wybrala
OdpowiedzUsuńzostalby niedosyt po wyjezdzie
COra piekna Mama piekna
Dzięki Aniu za komplement:)
UsuńNaprawdę miałabym wielki niedosyt. Jak nie znajdę miejsca, które ma coś w sobie to potem nijak się czuję po takim wyjeździe. Pozdrawiam:)
rzeczywiście, wulkan wygląda okazale :)
OdpowiedzUsuńJest okazały, ale przez śnieg wszystkie wycieczki zostały wstrzymane. Pozdrawiam:)
UsuńUrocze miasto, naprawdę warte uwagi... Super, że tam trafiliście :)
OdpowiedzUsuńA córka, powtórzę sie, śliczna dziewczyna :) Po MAMIE :)
Buziaki :*
I zapraszam Beatko do mnie, ju,ż się wprowadziliśmy! ;)
Dziękuję Aguś w swoim i Karoliny imieniu.
UsuńNo to pędzę już Kochana do Ciebie:)
Pozdrawiam:)
Uwielbiam takie miasteczka! Fajnie, że z Wrocławia możemy się bezpośrednio na Teneryfę teraz dostać :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie Wrocław jest fajnym miastem, bo coraz więcej kierunków nam się otwiera.
UsuńJa też kocham takie miasteczka:)
Pozdrawiam:)