wtorek, 14 czerwca 2016

BRNO - dzień pierwszy


Jakoś nie mogliśmy się tego dnia rano wygrzebać, ale w końcu udało się zejść na śniadanie i zebrać trochę kalorii przed czekającym nas zwiedzeniem. Bilety na tramwaj kupiliśmy w recepcji hotelu. Tym razem wybraliśmy opcję biletu godzinnego za 25 koron/os.
Ruszyliśmy w stronę przystanku, który znajdował się kilka minut spacerkiem od naszego hotelu i tramwajem nr 1 pojechaliśmy do centrum Brna.

Wysiedliśmy w pobliżu dworca kolejowego i ruszyliśmy w stronę pierwszego Rynku Zelný Trh , bo Brno to miasto z dwoma Rynkami.
Już jadąc tramwajem nie bardzo mogłam uchwycić klimat stolicy Moraw i obawiałam się, że nie dogadam się z Brnem tak samo jak z Berlinem. Chyba każdy z nas tak ma, że znajdując się w zwiedzanym miejscu wie od razu, że coś zgrzyta. Odpychałam od siebie tę myśl, daj mu szansę kobieto, myślałam. No i starałam się dać z całych sił...


Za namową mojego Męża usiedliśmy w jednej z restauracji i każdy zamówił coś dla siebie. Ja skusiłam się na lody czekoladowe, które choć ładnie wyglądały smakiem raczej mnie rozczarowały.


Kamienice w Brnie są bardzo ładne, ale jakoś ginęły mi wśród mojego niezdecydowania czy zdołam się tutaj odnaleźć.


Wąską uliczką prowadzącą na Wzgórze Petrov doszliśmy do katedry św. Piotra i Pawła. Dzwon w katedrze wybija południe o godzinie 11.00, a wiąże się to z legendą mówiącą o oblężeniu przez Szwedów. Otóż dowódca szwedzkich wojsk uznał, że jeśli nie zdobędą Brna do popołudnia to odejdą. Szpieg przekazał to obrońcom Brna, więc padł rozkaz, aby godzinę wcześniej dzwony wybiły południe. I tak miasto zostało uratowane, a południe w stolicy Moraw jest godzinę wcześniej niż w innych miejscach.


Wnętrze katedry jest ładne i jasne. Ciemne ławki tworzą piękny kontrast dla białych ścian kościoła.


Będąc w katedrze postanowiliśmy wejść na jej szczyt aby podziwiać panoramę miasta. Najpierw pokonaliśmy betonowe, wijące się wąskie schodki i tu dopiero kupiliśmy bilety: normalny w cenie 40 koron/os  i ulgowy 30 koron. Przed wejściem na górę odwiedziliśmy skarbiec, w którym znajdują się szaty liturgiczne, kielichy i inne religijne przedmioty.


Najbardziej podobały mi się papieskie butki:)


Następnie do pokonania mieliśmy takie oto drewniane skrzypiące schody. Z każdym stopniem nogi coraz bardziej mi drętwiały i jak pomyślałam sobie, że potem będę musiała po nich zejść to odechciało mi się wchodzić. Lęk wysokości to jednak niefajna sprawa.


W końcu jednak udało nam się wejść na górę, aby zobaczyć co też ma nam do zaoferowania panorama Brna. Akurat kiedy Karolina wymyśliła sesję zdjęciową dzwon przypomniał sobie, że musi wybić 12.30 i obydwie o mało nie dostałyśmy zawału. Dobrze, że nie była to pełna godzina:)


Ładniejsza część Brna wyglądała właśnie tak i był to obraz całkiem przyjemny dla oka.


Ta brzydsza prezentowała się niestety dość ponuro. Ponieważ widoki nie powalały, nie potrzebowaliśmy za wiele czasu na podziwianie i fotografowanie obrazu rozpościerającego się przed nami.
Przyszedł, więc czas na zejście i jak mantrę musiałam sobie powtarzać to co osioł w Shreku - nie patrz w dół, nie patrz w dół...


Uff .... w końcu udało się zejść na pewny grunt i poczułam się o wiele lepiej.


Tuż przy katedrze znajduje się mały park z dodającymi mu uroku białymi ławeczkami, z których postanowiliśmy skorzystać.


Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w stronę drugiego Rynku Náměstí Svobody, przez którego środek przejeżdżają tramwaje. Warto zwrócić tutaj uwagę na pięknie zdobione kamienice, które z całej siły starałam się dostrzegać i uwieczniać.


Panuje tu dość duży ruch, ludzie torów tramwajowych raczej nie traktują jako przeszkodę i po prostu po nich spacerują.


W Rynku od razu w oczy rzuca się przedziwny zegar zwany wibratorem, którego stworzenie pochłonęło 12 milionów koron. Podobno nawet jego twórca nie umie odczytać na nim godzin. Czemu mnie to nie dziwi?;) W Brnie jak pisałam już wcześniej, południe wybija o godzinie 11.00 i wtedy z zegara wypada kulka, którą wszyscy starają się złapać. My nie dotarliśmy tu tak wcześnie, więc ominęła nas ta atrakcja:)


To kolejne dwa "dzieła sztuki" w Brnie. Nie wiem co autorzy mieli na myśli tworząc te fontanny, ale do mnie kompletnie nie przemówili. Chyba jestem złośliwa?;)


Za to fontanna znajdująca się w parku była interesująca, ponieważ spadająca woda tworzyła różne wzory i kształty. Miło było na nią popatrzeć.


Kolejne brzydactwo Brna czyli pomnik Wacława na koniu. Nie rozumiem czeskiej sztuki...


Kiedy wejdzie się pod nogi konia i spojrzy w stronę łba ujrzymy taki oto widok. To naprawdę jest łeb konia:) Wiele osób oczywiście robi w tym miejscu zdjęcia, aż idące Czeszki zainteresowały się co też ci turyści wyprawiają i same weszły pod pomnik. Jak wszyscy nie potrafiły ukryć uśmiechu:)


W końcu oddałam się poszukiwaniom czegoś co urozmaiciłoby i ozdobiło zdjęcia z Brna i zgromadziłam takie oto obrazki.


Znalazłam w końcu nawet ładną fontannę.


I tak doszliśmy z powrotem do ulicy handlowej tuż przy Náměstí Svobody, gdzie znajduje się brzydki, ale najwęższy hotel w Europie, już nie działający.


Miłym zakończeniem pierwszego dnia w Brnie była przypadkowo przez nas odkryta knajpka. Jedzenie naprawdę było wyśmienite, chociaż na pewno nie dietetyczne, przemili i dowcipni kelnerzy, a to w Czechach ewenement oraz przyzwoite ceny. Polecam, więc tę knajpkę jak najbardziej.


Jak Czechy to wiadomo smażony syr, a potem problem z oddychaniem;) Nie dałam jednak rady pochłonąć całości.


Najedzeni i zmęczeni wyruszyliśmy na odpoczynek do hotelu.


I tak zakończył się nasz pierwszy dzień w Brnie.

20 komentarzy:

  1. No moja Droga. Erotyczny charakter miała ta Twoja wycieczka. Tu wibrator, tam koń:)
    Mnie bardzo podobała się fontanna z "wzorkami" oraz dziewczyna siedząca na oknie.
    Jedzonko faktycznie dosyć treściwe.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie to Brno takie ociekające erotyzmem;)Fontanna z wzorkami to fontanna, na którą z przyjemnością się patrzyło.
      A jedzonka zbyt treściwe, niestety nie ma do takiego jedzenia przystosowanego żołądka;)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  2. Jak widać Brno jest mieszanką nowoczesności i minionych wieków. Na pewno warto odwiedzić stolicę Moraw.
    Ciekawa historia jest związana z budową katedry św.św. Piotra i Pawła, a budową kościoła św. Jakuba. Nie będę zdradzała tejże ciekawostki, bo może w Twoim Beatko kolejnym poście napiszesz o rzeźbie z gołą pupą. Nie chcę psuć niespodzianki. :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorotko do katedry raczej wracać nie będę, a i przyznam szczerze, że w pewnym momencie jakieś zniechęcenie mnie wzięło i nawet tej gołej pupy nie znalazłam i nie sfotografowałam. Także możesz nam tę ciekawostkę tutaj zostawić:)
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  3. Całkiem ciekawe miasto, dużo zakamarków wartych odwiedzenia, ale nie jestem przekonana czy chciałabym się tam zatrzymać na dłużej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie dziwię się, bo ja za nic nie mogłam dogadać się z tym miastem.

      Usuń
  4. Muszę przyznać, że uśmiechnęłam się na widok niektórych zdjęć (Koń górą! Choć może powinnam napisać - dołem), ale samo miasto jakoś mnie nie zauroczyło. Z pewnością można znaleźć tam kilka ciekawych obiektów do sfotografowania (wspominałam o koniu? :P), ale nie jest to miejsce, do którego chciałabym się wybrać natychmiast.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I masz rację, a ja czuję się trochę rozgrzeszona, bo moja opinia jest dokładnie taka sama:) Koń to nie wiadomo w końcu czy górą czy dołem;)))

      Usuń
  5. Fajnie było poczytać o Brnie bo nie byłam, a i na blogach nie występuje zbyt często. Mam mieszane uczucia co do uroku tego miasta, po pierwszych zdjęciach rozumiałam, że mogłaś być rozczarowana, później jednak udało Ci się wypatrzeć mnóstwo fajnych detali i miejsc. Fontanny faktycznie koszmarne ale Wacław na koniu mi się podoba ( od dołu też :) ). Może się mylę ale Brno sprawia wrażenie miasta bez wyrazu i bez swojego charakteru a braku tych cech w miejscach do których jadę najzwyczajniej w świecie nie lubię...Miasto musi mieć "to coś". Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mo wyrwałaś mi to wszystko z ust! Zostawiłam to sobie na koniec jako podsumowanie. Kompletnie brak tam klimatu aż było mi przykro. Detale zawsze się jakieś znajdą, ale szukać ich usilnie tylko po to, aby urozmaicić fotki to już coś jest nie tak...
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  6. Hahahaha a ja uwielbiam czeską sztukę , to że nabijają sie z własnych symboli narodowych i za grosz im patosu , którego Polacy mają w nadmiarze . Moze dlatego nie rozumieją przekazu ?!
    W Pradze tez jest Wacław siedzcy okrakiem na wiszącym do góry nogami koniu ;)
    Od kiedy czytałam Hrabala i Haska i jeszcze trochę czeskiej literatury zdecydowanie uwielbiam ich humor ;) i rozumiem mentalność . A zaczęło sie od mieszkania w Akademiku z dwiema Czeszkami :) jedna właśnie była z Brna , w którym to byłam , ale chyba jeszcze w czasach kiedy Wacka nie było ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze powiem, że nie wiem czy to czeskie poczucie humoru czy jednak brak poczucia piękna, bo te fontanny czy koszmarny zegar raczej nic z humorem ani pięknem nie mają. Humor czeski cenię sobie w komediach, ale tych z XX wieku:) Zrozumienia dla ich sztuki niestety nie mam zupełnie.

      Usuń
  7. Ja w Brnie nigdy nie byłam, a tymi mieszanymi uczuciami do tego miasta zaciekawiłaś mnie bardzo. Jestem ciekawa czy u mnie Brno wywołałoby podobne wrażenie. pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie bardziej mam nawet negatywne niż pozytywne uczucia, ale są tacy, którym Brno bardzo się podoba. Podobnie mam z Berlinem,a większości osób Berlin jednak się podoba. Dlatego zawsze najlepiej sprawdzić samemu i nie sugerować się czyimś odbiorem.
      Pozdrawiam gorąco w ten upalny dzień:)

      Usuń
  8. Tez tak mam, ze albo sie z miastem polubimy albo nie:) Brno na zdjeciach przypomina mi troche Klodzko, ale to pewnie przez ten sam rodzaj swiatla.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, za nic dogadać się nie mogłam z tym miastem. Tak teraz sobie myślę, że oprócz takiego uroku własnego to Brno jest jakieś takie smutne.

      Usuń
  9. Cieszę się, że trafiłem u Ciebie na relację z Brna, bo być może niebawem się tam wybiorę, na trochę dłużej, ale to się na dniach dopiero okaże! :) P.S. Jedzenie czeskie uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedzenie czeskie bardzo smaczne, szkoda tylko, że takie ciężkostrawne;)
      Sam ocenisz Brno jak pojedziesz, ja tam raczej już nie wrócę.

      Usuń
  10. dobrze, że trafiłam na Twojego bloga! Uwielbiam podróże! :)
    pozdrawiam, mikrouszkodzenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń