Zapowiadał się kolejny słoneczny i ciepły dzień w Brnie. W drugim dniu postanowiliśmy odwiedzić dwie wille i zamek. Raczej nie spodziewałam się, że coś zaskoczy mnie w tym miejscu. Czy zaskoczyło? Tak, ale na pewno nie było to pozytywne zaskoczenie.
Podjechaliśmy tramwajem do centrum miasta i przeszliśmy przez park, aby dojść do pierwszej wilii.
Wejście jest oczywiście płatne i kosztuje 150 koron dla osoby dorosłej i 35 koron dla grupy wiekowej 6-18 lat.
Willa Low Beer była zamieszkana w latach 1913-1939. Był to dom rodzinny rodziców Grete Tugendhat, Alfreda i Marianne Low Beer. Zaprojektowany został przez austriackiego architekta. Willa należąca kiedyś do przedsiębiorcy włókienniczego w tej chwili pełni rolę muzeum. Rodzina Low Beer znacznie przyczyniła się do rozwoju przemysłu w południowych Morawach, a w włókiennictwie dzięki nim zmniejszyło się bezrobocie.
Wnętrze willi jest przestronne i jasne. Najbardziej jednak podobał mi się hol z piękną barierką i schodami.
Następnie przeszliśmy do obszernego salonu z kominkiem, a potem zwiedziliśmy piętro willi.
Pokój z czarnymi meblami i tajemniczo tykającym zegarem był najciekawszym pomieszczeniem na piętrze.
Można zobaczyć tutaj również maszynę, na jakiej wówczas pracowano.
Jeszcze fotka w ładnym holu na pamiątkę i dalej w drogę.
Przed willą rozpościera się przyjemny park z ławeczkami i fontanną, na którego skraju za płotem znajduje się druga willa, bardziej znana i wpisana na listę dziedzictwa Unesco.
Od strony parku Willa Low Beer wygląda przedziwnie, wciśnięta pomiędzy nowe bloki, ozdobione suszącym się praniem.
Zmierzając w stronę drugiej wspomnianej już wcześniej willi w końcu udało się zobaczyć dwie naprawdę ładne uliczki z bogato zdobionymi kamienicami.
Ulica ta skojarzyła mi się od razu z ulicami San Francisco:)
Jedno trzeba przyznać, że w Brnie są naprawdę piękne róże.
To druga ładna uliczka, którą musieliśmy się wspiąć do góry po schodach, aby dojść do celu.
Choć uliczka bardzo urokliwa, to zielone miejsca tuż pod kamienicami niestety zaniedbane, a szkoda.
Doszliśmy w końcu do drugiej willi czyli Willi Tugendhatów. Dzięki swojemu modernistycznemu stylowi, (zwłaszcza w czasach kiedy ją zbudowano - 1929-30) trafiła na listę dziedzictwa Unesco. Ten przykład awangardowej architektury przyciąga tak wielu turystów, że bilety na wejście trzeba rezerwować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Gdybym była studentem architektury być może zrozumiałabym na czym polega w tej chwili wyjątkowość tego miejsca, ale nie jestem i nie rozumiem tego szału.
My oczywiście biletów nie mieliśmy, więc za opłatą 100 koron za bilet normalny i 50 za ulgowy, mało sympatyczna obsługa wpuściła nas na teren ogrodu. Tu moja irytacja sięgnęła zenitu, bowiem nie rozumiem jak za taki szumnie nazwany ogród można pobierać w ogóle jakąkolwiek opłatę. Może zrozumiecie mnie kiedy w następnym poście pokażę Wam ogrody, do których weszliśmy za darmo.
Jak dla mnie miejsce totalnie pozbawione uroku i niewarte obejrzenia. Być może gdym zobaczyła środek tej willi zmieniłabym zdanie. Dla mnie było to wielkie rozczarowanie. Lepiej chyba było podejść pod ten wspomniany wcześniej płot, nie nadrabiając drogi, nie płacąc przy okazji i stamtąd popatrzeć na to nowoczesne dzieło.
Wróciliśmy, więc do architektury zdecydowanie mniej nowoczesnej i postanowiliśmy zobaczyć ratusz i słynnego smoka lub krokodyla.
Tutaj właśnie można zobaczyć symbol Brna czyli koło i krokodyla, którego mieszkańcy jak głosi legenda uważali za smoka. Smok ten terroryzował ludność, więc kilku odważnych mężczyzn postanowiło się z nim rozprawić. Wypełnili torbę wapnem i podrzucili obrzydliwemu terroryście. Ten zjadł ją, popił wodą i oczywiście padł.
Naszym następnym celem był Zamek Špilberk zbudowany w XIII wieku. W drodze do zamku mieliśmy bardzo ładny widok na katedrę.
Zamek pełnił bardzo różne role, począwszy od siedziby królewskiej poprzez twierdzę wojskową na więzieniu skończywszy. Obecnie w zamku znajduje się muzeum. Wejście na teren tego zabytku to koszt 90 koron dla osoby dorosłej i 50 koron za bilet studencki.
Jedną z największych atrakcji zamku jest więzienie, które powstało za czasów Habsburgów.
Zwiedzanie kazamatów dostarczy na pewno sporo wrażeń, chociaż ja przyznam szczere, że nie do końca jest to moja bajka. Nie lubię lochów, podziemi, jaskiń i kopalni. Czuję się tam po prostu nieswojo, ale skoro już byliśmy w Brnie warto było odwiedzić zamek.
Można tu zobaczyć narzędzia tortur i dawne cele, w których przebywali więźniowie polityczni. Klimat tego miejsca nie nastraja pozytywnie, co zrozumiałe.
Po całym dniu zwiedzania przyszedł czas na niewątpliwą przyjemność czyli strawę, a że poszliśmy do sprawdzonej knajpki, tej samej co w dniu poprzednim wiedzieliśmy, że się nie zawiedziemy.
Tym razem ze Szwagierką postawiłyśmy na kluseczki z bryndzą i cebulką, Dziewczyny na knedliki i smażony ser, a faceci na mięsiwo. Wszystko oczywiście było bardzo smaczne, więc po raz drugi polecam Zelená kočka.
I tak minął kolejny dzień w Brnie. Mając już dosyć stolicy Moraw na dzień trzeci naszego pobytu w Czechach zaproponowałam wycieczkę w inne miejsce, ale o tym następnym razem:)
Śliczne zdjęcia i świetna recenzja :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo:) Przyznam się szczerze, że ciężko szło mi sklecenie tych postów o Brnie.
UsuńBardzo eleganckie i dostojne jest to wnętrze willi...bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, chociaż szkoda, że mało tam takiej autentyczności i życia mieszkańców.
UsuńMuszę koniecznie poszukać zdjęć Willi Tugendhatów wewnątrz, bo ciekawa jestem co to za cudo, że wymaga tak wczesnej rezerwacji.
OdpowiedzUsuńwilla + bloki i pranie - yhm. Nie lubię. Zawsze żal mi, że to co ładne nie może być odpowiednio wyeksponowane.
Fajne zdjęcie na schodach. I schody też fajne. :)
Z tego co widziałam w internecie środek specjalnie nie powala, jedyne coś mi się podoba to oszklone wnętrza, ale w dzisiejszych czasach też jakiś szał to już nie jest. Trzeba zwiedzając to miejsce mieć chyba stale na uwadze kiedy to było budowane i przez pryzmat tego na to patrzeć, ale żeby zaraz Unesco i kolejki...?
UsuńCo do usytuowanie pierwszej willi mam takie same odczucia, a schody były jedną z dwóch fajnych uliczek:)
Ech... Nijak nie zachęcasz. :P
UsuńA wiesz co, wiesz co, wiesz co? Jedziemy w czwartek do Pragi! Trzymaj kciuki, żeby tym razem wypaliło. :D
Mam nadzieję, że wyjazd się udał!:)
UsuńOj tam .... Czasem trzeba sie po prostu skupić na pozytywach :)
OdpowiedzUsuńParki zachęcaja do pikniku :)
No właśnie trzeba było lepiej piknik zrobić w parku;)
UsuńPrzyjemne miasteczko, a jedzenie takie, że aż ślinka cieknie ;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło! :)
Mnie chyba bardziej urzekło jedzenie;)
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Ciekawe miejsca! :)
OdpowiedzUsuńWłaściwie to chyba zamek był tylko ciekawy.
UsuńFajne miejsce, musze sie wybrać !
OdpowiedzUsuńNajlepiej sprawdzić samemu, jeśli Ci się podobają to czemu nie?;)
UsuńKurczę, ja chyba czegoś nie zrozumiałam - ta druga willa, taka nijaka ( żeby nie pisać brzydka ) jest na liście UNESCO? Jeśli tak to jestem w głębokim szoku a moje zdumienie sięga zenitu. Nawet za darmo bym nie weszła bo od wewnątrz nie wygląda zachęcająco więc środka nie jestem ciekawa. W ogóle nie lubię pałacowych wnętrz i najczęściej albo pomijam albo wchodzę z nudów. Po każdym Twoim kolejnym poście z Brna mam coraz bardziej mieszane uczucia względem tego miasta chociaż szala przechyla się w stronę "jestem na nie". Ale zamek całkiem ładny.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak się czułam jak stanęłam przed tą willą. Widzę, że się rozumiemy, a już myślałam, że moja ja jakaś taka marudna jestem czy co?;)
UsuńDla mnie Brno nie ma nic co koniecznie trzeba by zobaczyć, więc nie będę Cię wyprowadzać z przekonania na nie. Smutne miasto bez klimatu.
Kilka razy mijaliśmy Brno po drodze ale jakoś nigdy nie pomyślałam aby tam wstąpić. Zamki lubimy to może i dziewczynki byłyby zadowolone choć ja to bardziej wole takie bezcelowe snucie się po uliczkach miasta.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, takie snucie, albo zatrzymanie się w knajpce i obserwowanie ludzi to największa przyjemność:)
UsuńBardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń