czwartek, 11 lutego 2016

Koniec wakacji 2015


Niestety wakacyjne wyjazdy mają jedną wadę, kończą się. Nie mamy na to wpływu, więc cieszmy się tymi dwoma tygodniami i czerpmy ile się da. Tak czy owak dzień powrotu do domu i tak nadejdzie. Nadszedł i tym razem i trzeba było pożegnać się z pięknym Monaco i uroczą Prowansją.
Spakowani już wieczorem poprzedniego dnia, rano znieśliśmy tylko bagaże do samochodu, dopełniliśmy formalności w hotelu i wsiedliśmy przed 7 rano do auta. Dobrze, że nie pokusiliśmy się na wcześniejszy wyjazd, bo tuż przed wyjazdem z garażu okazało się, że jest on otwierany o godzinie 7 rano. Nigdy wcześniej nie zwróciliśmy na to uwagi i musieliśmy kilka minut odczekać, aż pojawił się niemiły pan i wypuścił nas z podziemi.

Ruszyliśmy w stronę autostrady i w asyście słońca oraz błękitnego nieba pognaliśmy przed siebie. Nocleg mieliśmy zarezerwowany w okolicach Monachium, więc czekała nas całkiem długa podróż, ale cóż to dla nas;)


Przy takiej cudownej pogodzie mogliśmy kolejny raz zachwycać się pięknymi krajobrazami. To jest zawsze przewaga auta nad samolotem. Samolot chociaż niewątpliwie szybszy, a przez to i bardziej komfortowy, odziera nas z tego co możemy zobaczyć po drodze.


Oczywiście musieliśmy zaliczyć mały korek, ale szybciutko się rozładował, więc podróż przebiegała bardzo przyjemnie. Najgorsze co może być podczas podróży samochodem, to utknąć na autostradzie, z której nie ma ucieczki.


Przez Przełęcz Brenner przejeżdżaliśmy już tyle razy, że rozpoznajemy już wiele szczegółów po drodze, jednak nie sposób nasycić się tymi widokami. Zwłaszcza kiedy pogoda dopisuje.


Niekończące się tunele to nieodłączny element na tej trasie. Bolesne dla oczu zetknięcie ze słońcem po wyjeździe z tunelu nie jest przyjemne, ale można się do tego przyzwyczaić. Większym problemem byłoby dla mnie utknięcie tam w korku, czego dzięki Bogu nigdy nie zaznaliśmy. Myślę, że czułabym wtedy wielki dyskomfort.


Patrzę teraz na tę niekończącą się zieleń, a moje serce aż płacze z tęsknoty za latem;((


Ale jak to z Austrią bywa nie ma mowy żeby wypuściła nas bez deszczu i burzy. Nagle zrobiło się ciemno i oczywiście lunął deszcz. Na szczęście nie trwało to długo.


Późnym popołudniem dotarliśmy do Pensjonatu Jagermo, który zarezerwowaliśmy przed wyjazdem na wakacje.


Kiedy dojechaliśmy, miejsc parkingowych było pod dostatkiem, ale późnym wieczorem nie było już ani jednego. Jak widać pensjonat cieszy się dużym powodzeniem, czemu się nie dziwię, bo prowadzą go bardzo sympatyczni ludzie, a sam obiekt jest czysty i zadbany.


Pokój jak widać przytulny i z bardzo wygodnymi łóżkami.


Ponieważ pensjonat oferował tylko śniadania, na obiadokolację poszliśmy naprzeciwko do innego hotelu i był to bardzo dobry wybór.


To co zamówiłam było przepyszne, polecam z całego serca i podniebienia ;) jeśli kiedyś znajdziecie się w tym miejscu.


Poniżej gotowe menu do zamówienia tej pyszności.


Karola oczywiście jak zwykle postawiła na rybę i również się nie rozczarowała.


Sama restauracja okazała się niezwykle ciepła i klimatyczna z bardzo miłą obsługą. Nam do stolika dania podał pan, który był Czechem, który powitał nas polskim dzień dobry:) Pogawędziliśmy miło trochę po polsku, trochę po czesku, po czym oddaliśmy się doznaniom kulinarnym.


Drugi dzień przywitał nas cudownym słońcem i po obfitym śniadaniu ruszyliśmy w dalszą drogę do domu.


Piękne światło sprzyjało podziwianiu krajobrazów i uwiecznianiu ich na fotkach.


Droga z Monachium mija nam zwykle w ekspresowym tempie.


Po drodze minęliśmy niejednokrotnie małe Citroeny, które podążały na zlot, odbywający się nad morzem.


Wakacje po raz kolejny zaliczamy do bardzo udanych. Monaco okazało się dla mnie dużym zaskoczeniem, ponieważ nie spodziewałam się, że tak wsiąknę w tę atmosferę;) Prowansja pokazała jak wiele ma do zaoferowania i, że jest to kierunek, który na pewno warto obrać.
Podróżowanie jest cudowne, daje tyle siły.

Robiąc już taką bardziej osobistą wycieczkę powiem Wam, że dwa razy miałam tego namacalny dowód. W 2013 roku, kiedy w marcu złamałam w bardzo skomplikowany sposób prawą nogę i niestety skończyło się to zespoleniem i trzema zabiegami w ciągu roku, to właśnie wymarzony przez lata wyjazd na Amalfi postawił mnie na nogi dosłownie i w przenośni. Codzienna rehabilitacja prowadzona przez półtora miesiąca pomogła na tyle, że mogłam pojechać z jedną kulą. Nie zepsuło mi to wyjazdu, bo takie miałam postanowienie:) Podróż zniosłam bardzo dobrze, chociaż dwa tranzytowe noclegi na pewno w tym pomogły. Spacerowałam, zwiedzałam, dawałam radę, chociaż noga puchła. Tydzień po powrocie kula nie była mi już potrzebna:) 
W zeszłym roku, półtora miesiąca przed wyjazdem do Monaco, naderwałam mięsień tym razem w lewej nodze w dwóch miejscach. Znowu musiałam przeprosić się z kulami na 4 tygodnie. Na szczęście nie na 5 miesięcy jak wcześniej. Ale wyjazd dodawał mi sił i chęci powrotu do zdrowia. Tydzień przed wyjazdem zaczęłam chodzić już o własnych siłach, oczywiście z pomocą rehabilitacji i mojego cudotwórcy jak nazywam mojego rehabilitanta Pana Andrzeja:) 
Jak widać po takich dwóch kontuzjach, gdzie połamaniec już nigdy nie będzie taki sam, dałam radę pokonywać nierówny teren Monaco i brać czynny udział w zwiedzaniu. Jakby na to nie patrzeć podróże dają kopa, szczęście i coś czego niczym nie da się zastąpić! Zgadzacie się ze mną?:)


21 komentarzy:

  1. Takie górskie przejazdy są niesamowite, nie mogę nigdy wtedy oderwać wzroku od okna i chciałabym, by ta droga się nie kończyła... Koniec wakacji to zawsze przykry czas, gdy z podróży trzeba na nowo wrócić do codzienności. Ale to też rozpoczęcie planowania kolejnych wyjazdów - kolejnych marzeń do spełnienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak jechałam pierwszy raz to nie wiedziałam czy patrzeć, robić zdjęcia czy nagrywać:) Teraz już lepiej sobie radzę;) Nie zmienia to faktu, że tych widoków nigdy nie mam dość.
      To prawda, coś się musi skończyć, aby coś się zaczęło.

      Usuń
  2. Powroty do domu po wakacjach, które zawsze się za szybko kończą, są trochę smutne. Żal, tym bardziej po udanych wakacjach wracać. W tunelu nigdy w korku nie stałam, ale przeżyłam coś innego.Zaraz po wjeździe do tunelu zaczął się palić jakiś samochód. Pojechaliśmy dalej, bo nie było powrotu. Jechaliśmy na oślep, tyle było dymu. Po wyjechaniu, na szczęście to był krótki tunel, wszyscy kaszleliśmy i trudno nam było oddychać. Teraz po wjeździe do tuneli przypomina mi się to. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko o czymś takim nawet nie pomyślałam. Ja mam chyba małą klaustrofobię, bo wszelkie tunele, jaskinie, kopalnie itp przyprawiają mnie o dyskomfort.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  3. Zawsze smutno, jak się kończą wakacje. Ale na szczęście zawsze przychodzą kolejne. Zyczę jak najmniej kontuzji, a jak najwięcej podróży:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, mam nadzieję, że kontuzje na długi czas się wyczerpały;)

      Usuń
  4. No pewnnie, że się z Tobą zgadzam! Podróże są niesamowite! Ale wiesz co? Powroty do domu też są fajne, chociażby dlatego, że można zacząć planować kolejny wyjazd :). Też lubię podróżowanie samochodem, z tych samych względów co Ty - można dużo więcej zobaczyć i w razie chęci zawsze zboczyć z drogi. Korki to inna sprawa - pamiętami taki jeden w Niemczech, gdzie ludzie zaczęli robić pikniki, dzieci bawiły się na pobliskiej łące a kierowcy ciężarówek powyciągali z samochodów kuchenki gazowe i częstowali herbatą i kawą :). To nie były zmarnowane 2 godziny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My taki korek przeżyliśmy kiedyś na Zakopiance, wprawdzie pikników nie było, ale spacery z psami owszem:)
      Zawsze najbardziej żal zostawiać mi tych cudownych widoków i słońca, chociaż w zeszłym roku upał w Polsce był taki sam jak w Monaco, tylko widoki już nie te:)

      Usuń
  5. Podróże to fajna sprawa! A już niedługo wakacje:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie,że fajna i też cieszę się, że lato i wakacje coraz bliżej:)

      Usuń
  6. To za tydzień inny kierunek? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mam następny kierunek, ale zanim tamten będzie, to zawita tu większy, że tak powiem swieżynek;)

      Usuń
  7. Zgadzam się, że podróże są niesamowite, ważne i dają motywacyjnego kopa. Ale mam też nadzieję, że nie będziesz musiała już nigdy zaprzyjaźniać się z kulami. A ten schab na zdjęciu wygląda bosko, nawet nie wiesz jakiego smaka mi narobiłaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj też mam taką nadzieję, już mi wystarczy tych czterech nóg;) No i powiem Ci, że to mięsko też bosko smakowało:)

      Usuń
  8. Powroty sa zawsze najsmutniejsze... Ale jakie mieliscie widoki po drodze :) I pyszności jedliście :)
    PS. Proszę o wybaczenie, że tak rzadko zaglądam na Wasze blogi ze względu na moją dzidzię. Ale pamiętam o Was wszystkich i często zaglądam, choć nie zawsze zostawiam komentarz! Buziaki, pozdrawiam! :* :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnieszko, a co tu wybaczać, od takiego Skarba nawet jak się ma czas, to nie chce się odchodzić. Dzidziuś jest teraz najważniejszy!:) Pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
  9. Nie ma lekko, wracać trzeba ale ... zawsze są przecież kolejne marzenia do zrealizowania:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zawsze dwa dni przed powrotem już wkurzona chodzę :) Prowansji by mi bardziej było szkoda niż Monaco. Te urocze miasteczka, które pokazałaś ciągle są w mojej głowie! Gdzie w tym roku się wybierasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą, bo chociaż Monaco bardzo mi się podobało, to Prowansja z jej urokliwymi miasteczkami bardziej do mnie przemawia:)
      W tym roku stawiamy na samolot, chcemy trochę odpocząć od długiej podróży, chociaż na pewno będzie mi tego brakowało:)

      Usuń
  11. Bardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń