piątek, 5 grudnia 2014

Koniec wakacji 2014



I tak oto kończy się nasza przygoda z Lacjum. Nad Bolseną piękne, błękitne niebo. Zraszacze od rana dzielnie pracowały nawilżając zielone dywany, słońce coraz mocniej grzało, a my musieliśmy opuścić to miejsce. Minęły dwa tygodnie i trzeba było wracać do Polski. Po śniadaniu spakowaliśmy bagaże do auta i ruszyliśmy w drogę.
Poranna mgła snuła się jeszcze po polach, zasłaniając częściowo wzgórza. Widoki były piękne. Delektowaliśmy się nimi jadąc krętymi dróżkami i żegnaliśmy się z naszą drugą Ojczyzną:)


No i w końcu wyjechaliśmy na autostradę, aby popędzić w stronę Monachium na tranzytowy nocleg.


Zawsze jest mi bardzo smutno kiedy uciekają nam kolejne kilometry włoskiej ziemi. Za każdym razem zostawiam tam kawałek swojego serca i nie rozumiem jak można nie lubić tego kraju z cudowną przyrodą, architekturą i włoską pogodą życia.


Przed Weroną jak zwykle korek. Byliśmy już na to przygotowani, więc ani nas to nie dziwiło, ani nie złościło. Po co tracić energię na coś, na co nie ma się wpływu:)


Minęliśmy najmniej ciekawe tereny i wjechaliśmy w cudowny górski krajobraz, który nigdy nam się nie znudzi. Bo jak coś takiego może się znudzić?


Ale tak to bywa z takimi terenami, że góry lubią chmury:) Jak zaczynają się w nich pławić to wiadomo, że bez deszczu przejechać się nie da. I tak też się stało, pogoda niestety się popsuła.


Nie padało jednak bez przerwy i dzięki temu fotograf mógł trochę poszaleć:)
Kiedy patrzę na te małe domki wśród potężnych gór, zawsze nasuwa mi się pytanie -  jak ci ludzie żyją tu w zimie?


Na Przełęcz Brenner udało nam się dojechać już bez deszczu. Po uiszczeniu opłaty w wysokości 8,50 euro ruszyliśmy dalej przed siebie.


No i kolejny raz, nie wiem już który minęliśmy skocznię narciarską w Innsbrucku, a ja kolejny już raz nie wiem który ją sfotografowałam:)


I tak coraz bardziej zbliżaliśmy się do Monachium. Byliśmy już zmęczeni i marzyła nam się pozycja horyzontalna :)


Ale żeby było ciekawiej oczywiście musiał lunąć deszcz. Droga bez deszczu to droga stracona;)


W deszczu, więc dojechaliśmy do Feldkirchen koło Monachium. Wybraliśmy ten sam hotel co dwa lata temu wracając z Lazurowego Wybrzeża czyli Holiday Inn Expres. Wtedy byliśmy z niego bardzo zadowoleni. Niestety wystarczyły dwa lata żeby zmienić zdanie o tym miejscu. Od razu jak weszliśmy do pokoju coś nam zgrzytnęło. Niby czysto, niby na pierwszy rzut oka ok, ale coś było nie tak. Potem okazało się, że "zapach" pościeli pozostawiał wiele do życzenia (nie obeszło się więc bez reklamacji), a sam pokój był jakiś taki ciasnawy. Na śniadaniu też rozczarowanie w stosunku do tego co było dwa lata temu. Połowa mniej serów, wędlin, a ciast zupełny brak. 
Za to totalna inwazja Japończyków. Uwierzcie mieliśmy co obserwować na śniadaniu. Mówią o Polakach, że często nie potrafią zachować się w świecie, ale ich zachowanie też zostawiało wiele do życzenia. I tak grzecznie jedząc sobie śniadanie z niedowierzaniem patrzyliśmy jak Japończycy napełniają swoje termosy kawą z automatu, chowają do plecaków zrobione przez siebie kanapki, owoce i o zgrozo jajka na twardo. Nie chciałabym jechać z nimi tym autokarem, który na nich czekał.
Podsumowując - hotel nieciekawy i więcej nas tam nie zobaczą.



Za to poprawiła się pogoda i spokojnie mogliśmy spakować swoje podręczne bagaże i ruszyć w dalszą drogę do domu.


Po drodze niestety natrafiliśmy na gigantyczny korek spowodowany wypadkiem. Pyrkaliśmy tak przez 40 minut, aż w końcu ruszyliśmy do przodu.


Robiło się gorąco, wręcz upalnie. Czyżby Włochy zgubiły tu gdzieś swoje lato?
Klimatyzacja to jednak fajny wynalazek. Nie bardzo sobie wyobrażam pokonać taką drogę bez niej w aucie. Chociaż zderzenie z rzeczywistością na parkingach bywa trudne;)


Ale coś za coś. Kiedy byliśmy już w Polsce, a dokładnie 159 km od Wrocławia nad nami zaczęła straszyć czarna chmura. Zastanawialiśmy co zrobić, czy przeczekać, czy ryzykować i jechać dalej, bo wyglądało to naprawdę nieciekawie. W końcu Mąż postanowił jako kierowca, że jedziemy. No i pojechaliśmy...Nie było to przyjemne. Była okropna burza, a deszcz tak lał, że nie miałam odwagi robić zdjęć, aby nie stracić z oczu tego co dzieje się dookoła. No bo jak wiadomo nie ma nic gorszego niż dwóch kierowców w jednym samochodzie, ten na miejscu pasażera zawsze się mądrzy i musi wszystko kontrolować:) 
Jakoś w końcu przez to przejechaliśmy, ale nie chciałabym tego powtórzyć. 
Do domu przyjechaliśmy wieczorem, jak zwykle zmęczeni, ale pełni wspomnień:)



I tak oto po raz kolejny skończyła się nasza przygoda z Italią. Nie pierwsza i zapewne nie ostatnia:)

Mam wrażenie, że z moimi podróżami do Włoch jest tak jak z ulubionymi książkami czy filmami. Czyta się wiele książek i ogląda się mnóstwo filmów. Ma się jednak takie swoje ulubione. Kiedy kończy się lektura, która wciągnęła nas niemalże w swoje wnętrze, ciężko jest od razu zacząć czytać coś nowego, przestawić się na innych bohaterów, inne losy, inny świat. Stąpamy po nowym gruncie najpierw ostrożnie, z namysłem, żeby potem się rozpędzić. I to się udaje, czasami. Często jednak wracamy do tej ulubionej lektury, bo coś nas tam ciągnie, bo nas odpręża lub wręcz sobą zaraża. Tak samo jest z podróżami. W nowym miejscu stąpamy najpierw ostrożnie, pomału, starając się je poznać i czasami bardzo nam się to miejsce podoba, czasami trochę mniej. Ale są miejsca, do których zawsze chce się wracać, bo w nas żyją, bo zawładnęły naszym sercem , bo je czujemy. Tak jest ze mną i Włochami. Ten kraj do mnie przemawia, jest w nim jakaś magia, jest tam coś czego nie ma gdzie indziej, coś więcej niż to co widać na pierwszy rzut oka. Jakaś tajemniczość Italii wciąż mnie przyciąga. I nic na to nie poradzę, że jest to moja ulubiona lektura i cudowny mój film:)

8 komentarzy:

  1. Tez uwielbiam Wlochy i gdyby mi ktos powiedzial ze moge sie tam przeprowadzic, to bez problemu zrobilabym to chociazby jutro :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie, też bym z chęcią to zrobiła:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale jak to można nie lubić Włoch? Nie mogę uwierzyć, że są tacy ludzie :). Niebo z ostatniego zdjęcia nie wróży niczego dobrego ale wygląda klimatycznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też tego nie rozumiem, ale jednak tacy są co nie lubią tego pięknego kraju. Może i do Włoch trzeba dorosnąć:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mój ulubiony kraj na świecie! W przyszłym roku znowu jadę, chociaż na weekend :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajnie, że istnieją ludzie, którzy potrafią zrozumieć takiego ITALOFILA jak ja:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja byłam w tym roku w Ligurii i stwierdziłam, że właściwie można całe życie zwiedzać tylko Włochy, tak atrakcyjny to kraj. Zawsze zastanwiałam się, co ludzi tak przyciąga do Italii, ale już nie stawiam takich głupich pytań. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Liguria jest przepiękna, takie Lazurowe Wybrzeże Włoch jak dla mnie. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń