piątek, 30 marca 2012

Koniec wakacji 2010



Jak co roku jest to najmniej przyjemny moment na wakacjach. Mimo, że wyjeżdżając wiedzieliśmy, że wrócimy do Toskanii po raz czwarty:) i tak było nam smutno. Tym razem zamarzyła mi się wycieczka na Elbę. Kiedy człowiek ma jakieś plany związane z miejscem, do którego chce wrócić jakoś łatwiej znieść tę rozłąkę. Łatwiej, ale nie łatwo. Będąc jeszcze w Toskanii już za nią tęsknię.
Bo jak nie tęsknić za tym cudownym krajobrazem, słońcem, ciepłym morzem, winnicami, kamiennymi domkami na wzgórzach otoczonych cyprysami, dobrym winem, pysznym serem, bajecznymi lodami i za wszystkim co z tą zaczarowaną krainą związane.


 
 

 Kolejny raz wszystko powtarza się jak w "Dniu Świstaka":), ale do pewnego momentu. 
Pakujemy się, rano załatwiamy wszelkie formalności związane z wymeldowaniem, wsiadamy do samochodu i w drogę. Zatrzymujemy się jednak u " Pana Tosta" i na drogę kupujemy przepyszne bagietki. Ucinam sobie z panem miłą pogawędkę w czasie przygotowywania owych kanapek."Pan Tost" pyta gdzie mieszkaliśmy, odpowiadam, że na" Tamerici", że jesteśmy tu już trzeci raz i w przyszłym roku też wrócimy.  Pyta czy nam się tu podoba. Och oczywiście, Bella Toscana!!! W takim razie zaprasza nas serdecznie i z pozdrowieniami z Toskanii, podaje nam bagietki:) Arrivederci, machamy sobie na pożegnanie. I znów mijamy nasz las, przejeżdżamy przez ukwieconą Cecinę, tankujemy auto i zmierzamy ku autostradzie. 
Tym razem postanawiamy zatrzymać się w Weronie. Jesteśmy tam ok godziny dwunastej. Meldujemy się w hotelu i wyruszamy na zwiedzanie tego cudownego miasta( post na ten temat nieco później:). Zmęczeni i pełni wrażeń, udajemy się na odpoczynek do hotelu. Rano schodzimy na przepyszne włoskie śniadanie i wyruszamy na parę dni do rodzinki do Mannheim. Po drodze podziwiamy zielone góry na tle błękitnego nieba oraz przyczajone wysoko zamki i zameczki.


Jak co roku mijamy Innsbruck i jego charakterystyczną skocznię narciarską.


Tym razem jesteśmy w Mannheim o bardzo przyzwoitej porze, bo około godziny dziewiętnastej. Mamy czas żeby spokojnie się przywitać i porozmawiać. Podczas naszego pobytu rodzinka zabiera nas do Frankfurtu i ślicznego małego miasteczka Ladenburg, które oczywiście w przyszłości opiszę:)
Tak miło i beztrosko upływają nam ostatnie dni przed powrotem do rzeczywistości. 
Po kilku dniach żegnamy się z rodziną i wyruszamy w drogę do domu.
Wieczorem jesteśmy w Polsce. Znów tęsknimy za Italią, ale to nic, niedługo przecież tam wrócimy:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz