To była nasza druga i ostatnia
wycieczka fakultatywna w czasie pobytu na Lanzarote. Podekscytowani
możliwością popłynięcia łodzią podwodną zdecydowaliśmy się jeszcze raz
na taką opcję.
Autokar dowiózł nas do Puerto Calero, skąd mieliśmy wypłynąć.
Jak na całej wyspie i tu króluje biel budynków.
W porcie rozłożyły się stragany z przeróżnym asortymentem. Najczęściej były to zwiewne ciuszki i biżuteria. Nie brakowało wśród nich oczywiście wakacyjnego badziewia.
Udaliśmy się na krótkie spotkanie z lekko irytującą panią przewodnik, która objaśniła nam jak mamy się zachować na łodzi podwodnej. Po instruktażu mogliśmy już ustawić się w kolejce do wejścia na pokład. Zanim jednak to nastąpiło złapali naszą Szóstkę i ustawili do pamiątkowej fotografii. Potem zaczęło się schodzenie stromymi schodkami w dół. Zdarzyły się tu nawet kobitki z chyba lekko zachwianą wyobraźnią zakładając mini spódniczki:)
Takich łodzi podwodnych jest podobno tylko piętnaście na świecie. Kosztuje ona trzy miliony euro.
Są chętni do kupna?;)
Są chętni do kupna?;)
Każdy z nas miał swoje miejsce i na dwie osoby przypadało jedno okrągłe okienko. Koło nas cały czas płynęła łódź, z którą załoga łodzi podwodnej miała stały kontakt radiowy.
Nie ma tu wahań ciśnienia i w wycieczce mogą uczestniczyć nawet kobiety w ciąży, chyba jednak nie w zaawansowanej, bo nie wyobrażam sobie zejścia ciężarnej na pokład łodzi tymi stromymi schodkami. Nie mogą niestety płynąć dzieci do dwóch lat.
Pierwsze wrażenie jest niesamowite kiedy widzi się nad sobą taflę wody. Widoczność jednak jest słaba, a kolory nie zachwycają, raczej wszystko widzi się na niebiesko. Jeśli chodzi o pływające stwory to też urozmaicenia nie ma. Ach gdyby tu była rafa koralowa to dopiero byłoby co podziwiać.
Ciekawostką natomiast były wraki leżące na dnie oceanu. Jeden z nich został zatopiony celowo, aby dać schronienie morskim żyjątkom.
Zeszliśmy na głębokość 28 metrów.
Niewątpliwą atrakcją i żeby nie powiedzieć, że tak naprawdę jedyną, był nurek karmiący płaszczkę.
Przedstawiono nam ją jako Juanitę. Pani przewodnik poinformowała nas, że mieliśmy niebywałe szczęście, bowiem Juanita dawno się tu nie pojawiała. Z uśmiechem na twarzy stwierdziliśmy, że na pewno każdego raczą takim tekstem, aby turysta poczuł jakiego wielkiego miał farta:)
Myślę, że płaszczka jest na tyle mądrym stworzeniem, aby nie odpuścić sobie codziennej porcji łatwego pożywienia.
Przedstawiam 3 metrową Juanitę z gromadą nieustannie towarzyszących jej rybek.
Zmęczona pokazem Juanita zakopała się na dnie oceanu.
Po 45 minutach rozpoczęliśmy wynurzanie
A tu jak widać jesteśmy już na powierzchni.
Na koniec tej morskiej przygody otrzymaliśmy certyfikaty.
Niestety za zdjęcie z łapanki trzeba było zapłacić 8 euro, co uznaliśmy za żenujące z racji tego, że sama wycieczka była bardzo droga. Koszt za osobę dorosłą to 55 euro, dzieci do lat 14 płacą 32 euro, a 48 euro osoby powyżej 60 roku życia. Zważywszy na to, że łodź nie wypłynęła daleko, widoczność była niespecjalna, a sam rejs trwał tylko 45 minut stwierdzam, że warto byłoby zapłacić za tę atrakcję maksymalnie 30 euro/os, na pewno nie 55.
No i powiedzcie sami czy przy tak wysokiej cenie zdjęcie nie powinno być już gratis?...
Z drugiej jednak strony fajnie było posiedzieć w prawdziwej łodzi podwodnej i zobaczyć nad sobą taflę wody:)
Mieliście szczęście, jak ja nurkowałam w łodzi podwodnej to Juanita niestety do nas nie dołączyła :)
OdpowiedzUsuńNiemożliwe, a myśmy byli pewni, że za każdym razem tam pływa:)
Usuń