Maiori to turystyczna miejscowość i fajna baza wypadowa. Nie roi się tu jednak tylko od hoteli i spacerujących turystów. Idąc na spacer można też zobaczyć stare Maiori i wypoczywających na ławkach mieszkańców. Kiedy w pierwszy dzień udaliśmy się na rekonesans, na głównej ulicy ukazał nam się kondukt pogrzebowy idący za karawanem w stronę kościoła. Wszystkim turystom na twarzy malowało się zdziwienie. My spacerujący po promenadzie w piękny upalny dzień i rodzina w żałobie po drugiej stronie. Zderzenie dwóch światów. Przez głowę przemknęło mi, że człowiekowi, który przyjeżdża na wakacje w takie miejsce wydaje się, że w tak pięknym miejscu takie rzeczy się nie zdarzają. Niestety zdarzają się wszędzie. Swoją drogą zdziwił nas nie tylko nagle pojawiający się kondukt, ale i sami żałobnicy zbyt lekko ubrani na taką okoliczność. Jakoś krótkie spodenki, bluzeczki na ramiączkach i koszulki np w kolorze różowym wydawały się nie na miejscu. No cóż co kraj to obyczaj.
Gdybym jednak miała powiedzieć z czym najbardziej kojarzy mi się Maiori, powiedziałabym, że ze sztucznymi ogniami:) W ciągu dwóch tygodni na pewno strzelano tu ponad dziesięć razy. Każda okazja była dobra:) Zrozumiałe było kiedy fajerwerki pojawiały się wieczorem, ale gdy od razu dzień po naszym przyjeździe, o godzinie 6.30 wyrwano nas z łóżek wielkim hukiem to nie było to zbyt miłe, zwłaszcza po podróży. Zerwaliśmy się na równe nogi nie wiedząc co się dzieje. Potem przywykliśmy do sztucznych ogni o różnych porach dnia i nocy:)
W Maiori znaleźliśmy trzy kościółki. Dziwiliśmy się nawet, że na taką małą miejscowość przypada tyle kościołów.
Z tyłu widoczna jest kopuła z ceramicznych płytek, bardzo charakterystyczna na Wybrzeżu Amalfi.
Każdy kościółek wciśnięty jest między domy, otulony ścianami, jakby szukał schronienia wśród mieszkańców.
Niedaleko obok kościółka na zdjęciu powyżej, znajduje się piękny ogród z fontannami, w którym znajduje się informacja turystyczna, swoją drogą niespecjalnie pomocna. Owszem miło, ale mało konkretnie. (Z ogrodu można też podziwiać największy kościół Maiori znajdujący się na wzniesieniu.)
Bardzo lubiłam spacerować też po starej części Maiori. Niektóre budynki są może podniszczone, ale ma to swój urok. Siadając na ławce obserwowaliśmy witających się i głośno rozmawiających mieszkańców. Starsze osoby zazwyczaj wychodziły wieczorami, aby odetchnąć chociaż trochę chłodniejszym powietrzem, bo upały panują tu niemiłosierne.
Promeda Maiori jest świetnym miejscem do spacerów nawet w czasie upalnego dnia, ponieważ jest tu mnóstwo drzew, które dają cudowny cień. Kiedyś były tu posadzone palmy, jednak ustąpiły one miejsca drzewom liściastym, dzięki temu mieszkańcy i turyści, mogą sobie odpoczywać na ławkach delektując się cudownym widokiem na morze i wchodzące w nie majestatyczne góry. Znalazłam tu parę drzewek piniowych, na których swój cichy koncert dawała niewielka grupka cykad. Tych stworzonek prawie tu nie słychać. Promenada wyłożona jest charakterystyczną mozaiką sprawiającą wrażenie wielkich łusek. W ciągu dnia przemieszczają się tutaj plażowicze ubrani w stroje kąpielowe, natomiast wieczorem odbywa się tu pokaz strojów - jak to we Włoszech.
Najbardziej zawsze bawiło nas przechodzenie przez pasy. Otóż, żeby przyjść tu przez pasy potrzebny był mimo "zebry" na jezdni policjant, który kierował ruchem. Kiedy piesi zatrzymywali się na pasach wstrzymywał ruch. Widocznie z doświadczenia policja wie, że inaczej nie uda się ludziom przejść na drugą stronę:) Och włoscy kierowcy nie bardzo się stróżami prawa przejmują, bowiem nie raz się zdarzyło, że po prostu wjechali na pasy mimo zakazu policjanta, bądź kazali sobie tłumaczyć dlaczego ich policjant w ogóle zatrzymuje:) Dla nas rzecz zupełnie nie do pojęcia. Takie wtargnięcie na pasy zakończyłoby się mandatem, nikt nie wpadłby na pomysł żeby pytać policjanta dlaczego wstrzymuje ruch, a zacząć w ogóle należy od tego, że policjant nie byłby potrzebny skoro są pasy przed, którymi należy się zatrzymać i przepuścić pieszych:) Wszak po to one są:)
Najbardziej rozbawiła nas sytuacja, kiedy policjant kierujący ruchem, pokazywał coś do skręcających Carabinieri machając przy tym trzymanym w ręce lizakiem i wprawiając w osłupienie nadjeżdżającego kierowcę, który jechał i zatrzymywał się zgodnie z ruchami ręki policjanta:)
Plaża w większości pokryta jest parasolkami i leżakami. Są jednak kawałki gdzie można położyć się na swoim ręczniku bądź położyć się na leżaku. Morze jest cudowne, cieplutkie i spokojne jak jezioro, a widoki i upał zachęcają do kąpieli.
To o czym wcześniej wspominałam, a jest to rzecz cudowna, to otwarte restauracje, pizzerie i bary nawet w czasie sjesty. W końcu mogliśmy zjeść obiad o normalnej dla nas porze, np o siedemnastej:)
Zawsze jadaliśmy w Chiosco Bar S Francesco i o tym w następnym poście:) Jednak po wycieczkach zamawialiśmy pizzę u przemiłego starszego Pana, nie mając siły już na nic innego. Była to chyba rodzinna pizzeria. Ceny bardzo przystępne. Nasze pizze kosztowały 3,80 i 5 Euro. Pizzeria ta znajduje się w okolicach Hotelu Panorama.
Pewnego dnia w Maiori panował upał nie do wytrzymania. Była to niedziela. To już musiało skończyć się burzą. Plaże pełne Włochów korzystających z dnia wolnego i do tego jeszcze turyści, więc poszliśmy się tylko wykąpać i udaliśmy się na obiad. Zdążyliśmy zjeść w ostatniej chwili. Za chwilę lunął deszcz. Długo to nie trwało i specjalnej ochłody też nie dało jednak troszkę oczyściło powietrze. Burza jednak skłoniła ludzi do ucieczki i tak o to się to skończyło. Jak tu jeździć, pytam?:)
Śmiało mogę polecić Maiori i jako bazę wypadową i jako miejscowość wypoczynkową. Jest gdzie pospacerować, jest gdzie zjeść, zawsze coś się tu dzieje, a kąpiele w morzu to czysta przyjemność. Natomiast widoki niezapomniane:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz