Kiedy zastanawiam się za czym najbardziej będę tęskniła to od razu na myśl przychodzi mi nasz cudowny widok z tarasu. Ach nie będzie mnie już budził śpiew ptaków o piątej nad ranem ( oczywiście tylko na chwilę:), a kiedy otworzę oczy nie zobaczę już morza, gór i tej cudownej roślinności. Przy takich widokach od razu człowiek wstaje w dobrym nastroju.
O ósmej rano na dole spotykamy się z Panią Sylwią, oddajemy klucze i żegnamy się. Opuszczamy Les Miradors. Chłonę te widoki, aby jak najdłużej zostały w mojej pamięci. Za chwilę przekraczamy granicę z Włochami. Jesteśmy w Ligurii, przejeżdżamy obok naszego sklepu " Conad" i ruszamy dalej wśród cudownego liguryjskiego krajobrazu.
Zostawiamy za sobą kolejne regiony Włoch i mijamy włoskie drogowskazy, które zawsze mnie tu rozbrajają:)
Przekraczamy granicę z Austrią i oczywiście pogoda zaczyna się psuć. Za Przełęczą Brenner zaczyna się coraz ciemniejsze niebo i kończy się na ulewie, burzy i prawie zerowej widoczności.
Jedzie się oczywiście bardzo źle, jesteśmy już coraz bardziej zmęczeni. W końcu pogoda daje nam trochę odetchnąć, przestaje padać, a my dojeżdżamy do Niemiec.
Nocujemy w hotelu Holiday Inn Express niedaleko Monachium. Nawiasem mówiąc jest to hotel obok hotelu Ibis, w którym mieszkaliśmy kilka razy w drodze na i z wakacji. Wybór hotelu okazuje się bardzo trafny, pokoje są ładne, a śniadanie bardzo smaczne i urozmaicone.
Posileni wyruszamy w dalszą drogę do domu. Pogoda do jazdy jest dobra, więc podróż przebiega sprawnie. Do Polski dojeżdżamy w słońcu. Z wakacji zawsze ciężko wraca się do codzienności, ale stwierdzamy, że tym razem nie jest nam tak przykro jak zawsze kiedy wracamy z Włoch. Być może dlatego, że w sierpniu planujemy na tydzień wyjazd do Veneto:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz