Plany na tegoroczne wakacje zmieniały się jak w kalejdoskopie. W 2020 roku mieliśmy lecieć do USA. W naszych planach była Kalifornia, (mieliśmy spędzić w LA sporo czasu), Nevada i Arizona. Niestety jak wielu innym pandemia pokrzyżowała i nasze plany. Odpuściliśmy i pojechaliśmy do Chorwacji samochodem, bo tak było bezpiecznie. Postanowiliśmy przebukować bilety lotnicze na kolejny rok i w styczniu 2021roku musieliśmy podjąć decyzję co dalej. Cała szóstka stwierdziła, że nie jest to jeszcze czas na tak daleką wyprawę i chcieliśmy zrezygnować. Niestety okazało się, że nie możemy dostać zwrotu pieniędzy za bilety, ponieważ nasz samolot w dniu, w którym mieliśmy pierwotnie lecieć, poleciał do Los Angeles i nie możemy starać się o zwrot😡 Suma była spora, więc zaczęły się kombinacje. Wylot możliwy był oczywiście tylko z Lufthansą. Żeby wykorzystać wydaną już sumę stanęło na Teneryfie z Frankfurtu, gdzie z Wrocławia Rainer lata na Teneryfę bezpośrednio. Jednak my byliśmy skazani na taki lot. Powrót miał wyglądać tak:Teneryfa, Szwajcaria, Wrocław. Nikt z nas nie był do końca z tego zadowolony, bo po pierwsze wszyscy byliśmy na Teneryfie, nie bardzo chcieliśmy lecieć w maseczkach, a podróż przez tyle lotnisk byłaby męcząca, ale nie mieliśmy wyjścia. Aby wykorzystać zapłacone za Stany pieniądze w jedną stronę mieliśmy lecieć pierwszą klasą.
Jednak po jakimś czasie dostaliśmy wiadomość, że samolot ze Szwajcarii będzie miał przesunięcie o ponad dwie godziny, więc zgodnie z prawem mogliśmy już z tego lotu zrezygnować. Okazało się, że wszyscy odetchnęliśmy z ulgą😆 Mogłam wziąć Leosia na wakacje:)
No i zaczęło się wymyślanie kolejnego miejsca. Padło, więc na Włochy i miasto Rimini jako bazę wypadową. Zarezerwowaliśmy hotel z bezpłatną możliwością odwołania do końca czerwca. Kupiłam nawet przewodnik, wróciłam do powtarzania włoskiego, kiedy Italia coraz bardziej ociągała się z decyzją zniesienia maseczek na zewnątrz. Takich wakacji nie chcieliśmy, w końcu u nas już maseczki nie obowiązywały. Decyzja o zniesieniu maseczek miała się pojawić na początku lipca. Baliśmy się ryzykować i odwołaliśmy rezerwację, szukając pod koniec czerwca kolejnych wakacji.
Tym razem padło na Francję, a ściśle mówiąc na Lazurowe Wybrzeże. Miałam trochę obawy czy nasze psie da radę przejechać tyle kilometrów( z noclegiem oczywiście), ale specjalnie nie było wyboru. Nasz wyjazd miał nastąpić 30 lipca. W poniedziałek 26 lipca siedzę sobie na balkonie przeglądając Instagram i trafiam na Stories Lazurowego Przewodnika gdzie informuje, że na Lazurowym właśnie wprowadzili maseczki na zewnątrz...Ręce mi opadły. Nie po to rezygnowaliśmy z Włoch żeby we Francji chodzić w upale po dworze w maseczkach. Zostało nam 4 dni do wyjazdu, zaczęliśmy gorączkowo poszukiwać jakiejś oferty na wakacje. Mieliśmy dodatkowe utrudnienie bo potrzebowaliśmy trzech pokoi dwuosobowych. Spędziliśmy po kilka godzin na komputerach szukając wyjścia z tej sytuacji, w końcu Szwagier znalazł Toskanię, Montecatini Terme.
Stwierdziliśmy, że to cud, że udało nam się znaleźć ofertę na 6 osób we wtorek, a w piątek mieliśmy już wyjeżdżać.
Sami widzicie, że mieliśmy z tymi wakacjami pod górkę, ale najważniejsze, żw wszystko dobrze się skończyło😊
Musieliśmy też przy okazji rezygnować z tranzytów, przez ciągłe zmiany miejsca na wakacje. Stanęło na odpoczynku w Niemczech, w miejscowości Markt Schwaben i hotelu Wandinger Hof by Lehmann Hotels
Przyjechaliśmy na miejsce wieczorem i po odłożeniu bagażu ruszyliśmy na poszukiwanie knajpki żeby coś zjeść.
Hotel był zadbany, a pokój bardzo przyjemny
Niebo przybrało piękne barwy, ale z oddali słuchać było lekkie pomrukiwanie nadchodzącej burzy.
Miasteczko okazało się bardzo ładne, więc kolacja upłynęła nam w miłej atmosferze, pomijając jeżdżące po drodze traktory. Zdążyliśmy zjeść i posiedzieć przy drinku kiedy nadeszła burza. Do hotelu mieliśmy niedaleko, więc szybko zebraliśmy się i deszcz nas nie dopadł.
Niestety rano czekała nas niemiła niespodzianka. Otóż okazało się, że główne wyjście jest zamknięte, a na recepcji nikogo nie było, więc nie mogłam Leona wyprowadzić na poranny spacer. Wracałam do pokoju trzy razy i za każdym razem wyjście było zamknięte, a recepcja pusta. Karola wyszła aby poszukać jakiegoś inne wyjścia i udało jej się. Podekscytowana w trakcie robienia makijażu wyszłam na korytarz, a za mną mój Mąż...Karta do pokoju została w środku, a my na zewnątrz. Drzwi oczywiście się zatrzasnęły i zostaliśmy w trójkę z psem na korytarzu. Ja z paletą cieni w ręce za to bez butów. Nikt z nas nie miał telefonu, pieniędzy oraz dokumentów, niczego co było potrzebne.
No i tak zaczął się fatalny, sobotni poranek. Do Włoch mieliśmy wyjechać za pół godziny, tymczasem bezradni staliśmy w Niemczech w hotelu bez pomysłu co dalej.
Recepcja pusta, w pokoju wszystko. Mąż poszedł na dół i tam spotkał miłą Panią z Austrii, która w ramach pomocy zadzwoniła na numer alarmowy wywieszony w recepcji hotelu. Niestety nikt nie odbierał. W hotelu jeden pokój ktoś zostawił otwarty, więc mieliśmy chociaż możliwość skorzystania z toalety.
Przypomniały nam się sceny z filmów jak to bohaterowie otwierają drzwi kartą, drutem itp. W otwartym pokoju znaleźliśmy kartę, więc podjęliśmy próbę otwarcia naszych drzwi, potem w ruch poszedł drut od wieszaka, ale ta akcja też zakończyła się fiaskiem. Także filmowe sposoby nie zadziałały.
W końcu rozmawiając doszliśmy do wniosku, że nawet nie możemy do nikogo zadzwonić pomijając już fakt, że nie mieliśmy telefonów, ale i nie znaliśmy na pamięć żadnego numeru żeby zadzwonić z czyjegoś telefonu, aby sprawa wyszła na zewnątrz. Gdzieś po głowie zaczął mi się plątać numer telefonu do Szwagierki tylko trzeba było go gdzieś zapisać żeby Mąż poszukał możliwości zadzwonienia do niej, bo ja przecież byłam na boso🙈 Nagle przypomniało mi się, że w otwartym pokoju jest jakaś kartka, a ja mam przy sobie cienie do powiek, więc zapisałam nimi na znalezionej kartce numer do Szwagierki, modląc się, żeby był poprawny. Z pokoju wychodziło akurat dwóch Turków, więc Mąż poprosił ich o telefon i zadzwonił do Siostry żeby ona z kolei zadzwoniła do booking.com i poprosiła o pomoc. Niestety nic z tego nie wyszło, pani która odebrała telefon słysząc, że sytuacja jest dosyć skomplikowana po prostu się rozłączyła. Dacie wiarę???
W między czasie okazało się, że recepcja jest czynna od godziny 16 do 22. Niestety tego nie zauważyliśmy, dobra lekcja na przyszłość, aby to sprawdzać. Na korytarzu czekaliśmy już trzy godziny.
Uratował nas zupełny przypadek. Recepcjonista przyjechał o godzinie 11 do hotelu, ponieważ o tej porze przyjechali goście i musiał ich przyjąć. Gdyby nie to czekalibyśmy do szesnastej!
Odetchnęliśmy z ulgą, szybko zebraliśmy się do auta i ruszyliśmy w drogę do Włoch.
Hotel sam w sobie był w porządku natomiast organizacja fatalna. Jak można nie odbierać telefonu alarmowego? Po co on, więc tam jest? Co byłoby gdyby komuś zatrzasnęły się niezbędne leki?
Jesteśmy w końcu tylko ludźmi, więc wszystko może się zdarzyć.
Z ulgą powitaliśmy nasze Włochy, które niestety były zakorkowane. Ale na szczęście Tom Tom znalazł doskonałe objazdy.
Umęczeni i zestresowani porankiem dotarliśmy do Montecatini Terme.
Była godzina 23, a wokół zupełnie ciemno. Szwagrostwo już na nas czekało, więc mogliśmy szybciej załatwić wszystkie formalności i trafić do swojego pokoju na zasłużony odpoczynek.
Zaczynały się nasze dwa tygodnie w cudownej TOSKANII💚
Ale przygody! Po prostu niezapomniane wakacje i wszystko po drodze, co do nich doprowadziło!
OdpowiedzUsuńNigdy tyle na raz nie przeżyłam. Mam nadzieję, że dalej było już tylko lepiej!!!
Historia jak z filmu. Najpierw te zmiany planów, a potem zatrzaśnięte drzwi. Nieszczęścia chodzą parami, jak to mówią. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i mam nadzieję, że we Włoszech nie mieliście już takich przykrych przygód.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)