poniedziałek, 9 marca 2020

GRAN CANARIA - GRAN TOUR cz. 1 - FATAGA, WIDOKI, ALOES



Pewnie wiecie, że nie przepadam za wycieczkami fakultatywnymi, zupełnie nie odpowiada mi ten sposób zwiedzenia. Nie lubię kiedy narzuca mi się gotowy plan i wszystko jest z góry zaplanowane. Jednak wszyscy postanowiliśmy z jednej takiej wycieczki tym razem skorzystać.


Mianowicie wybraliśmy się na Gran Tour. Stwierdziliśmy, że może część centralną, która jest trudno dostępna zobaczymy z tą wycieczką, a autem zwiedzimy resztę wyspy. Koszt tego wyjazdu to 59 euro/os dorosła i 31 euro dzieci od 2-11 lat. W cenę wliczony jest obiad.

Wyjechaliśmy ok 8 rano. Droga powiodła nas przez malownicze górzyste tereny, które warto zobaczyć, tym bardziej, że organizowane są postoje w punktach widokowych. Niesamowicie wyglądają te drogi wijące się wśród gór.


 Po drodze można podziwiać wąwozy Fataga i Colorado zwane Doliną Tysiąca Palm.


Niestety Gran Canaria również narażona jest na pożary i niestety jakiś czas po naszym wyjeździe żywioł pochłonął wiele terenów. Na małych wyspach zazwyczaj jest problem z wodą dlatego też na Gran Canarii utworzone są specjalne zbiorniki na wodę. Zwróćcie uwagę na zdjęciu jak to wygląda.


 Tak wygląda to w przybliżeniu.


Ten duży zbiornik przeznaczony jest dla powietrznej straży pożarnej. Helikoptery stąd właśnie pobierają wodę do gaszenia pożarów.


Taki objazd jest fajny pod względem poznawczym, sami jadąc autem moglibyśmy pewnych rzeczy po prostu nie dostrzec.
Tutaj akurat przykro było patrzeć na spalone palmy i drzewa po poprzednim pożarze, który był 4 miesiące przed naszym przyjazdem. Palmy jednak mają szybką zdolność regeneracji, czego o tych biednych drzewach już powiedzieć nie można. Te górne pióropusze palmowe to już odrodzone liście.


Widoki są naprawdę przepiękne, mija się suchy górzysty krajobraz co absolutnie nie ujmuje mu uroku i nagle w tle pojawia się Fataga, małe miasteczko żyjące z agroturystyki z obręczem palm i innej roślinności. Żyje tu ok 200 osób. Takie obrazy mijaliśmy w drodze do restauracji i małego salonu, w którym można kupić naturalne wyroby z aloesu.


W końcu dotarliśmy do Mirador De Tunte.  


Kiedy byliśmy na Lanzarote i Teneryfie jakoś zupełnie mnie nie interesowały ich słynne aloesowe cuda. Tym razem w dobie mody na wszystko naturalne i we mnie coś wstąpiło, więc skusiłam się na płyn, który pełnił rolę balsamu do ciała, odżywki do włosów i specyfiku na łysienie, jak zareklamowało go sprzedające małżeństwo. Nasza Pani pilotka, mieszkająca na Gran Canarii, która wyszła za mąż za Kanaryjczyka, bardzo nam polecała kupno tych kosmetyków. Uległam więc i kupiłam buteleczkę takiego cudu za 20 euro. Zrobiłam z tego użytek tylko kilka razy i to nie dlatego, że było z nim coś nie tak, powodem tego był jego zapach, a właściwie smród jak dla mnie. Okazało się, że nie znoszę zapachu aloesu i dowiedziałam się o tym dopiero wtedy;) Mimo, że zapach po niedługim czasie się ulatnia to nawet przez tę chwilę nie byłam w stanie go znieść.
Jednak jeśli chodzi o samą miksturę to faktycznie jest godna polecenia bo ciało jest po tym gładkie, a włosy jedwabiste.


Restauracja ma bardzo ładny wystrój, a położona jest na niewielkim tarasie z widokiem na pobliską panoramę.



W restauracji wystawione są również wyroby lokalne, które możemy oczywiście kupić. Trzeba jednak zwrócić uwagę na ceny, bo często te same artykuły są znacznie droższe niż w sklepach w miejscowościach turystycznych.


 No to Adios Amigos do następnego wpisu z Gran Touru:)

8 komentarzy:

  1. Takie wycieczki nie byłyby złe gdyby nie turyści, którzy w przeważającej części są bardzo frustrujący. Najlepiej mieć własnego przewodnika, albo jakąś kameralną grupkę.

    Całkiem marsjańskie plenery, bardzo mi się tam podoba. :)

    Mam w domu kilka doniczek aloesu i sama wytwarzam sobie takie produkty, głównie soki. Świeży liść aloesu nie śmierdzi, ale podobno te starsze mają więcej właściwości leczniczych i one troszkę jadą. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, chociaż ta wycieczka była naprawdę udana, czasami się zdarza;)
      Być może tak jest z tym aloesem, ale tak się już uprzedziłam, że jak widzę aloe to od razu odkładam:))
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  2. Taka zorganizowana wycieczka jest fajna bo ten, kto normalnie jest kierowcą, podczas takiego wyjazdu też może spokojnie cieszyć się widokami i pozwolić, żeby to jego wożono :). Byłam przekonana że aloes jest bezwonny, kiedyś wąchałam przełamany liść i nie czułam żadnego zapachu. No ale może ten już trochę spreparowany wydala mało przyjemny smród.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym kierowcą masz rzeczywiście rację, ale jednak co sami to sami. Wszędzie się zatrzymasz, usiądziesz gdzie chcesz, fotkę zrobisz gdzie chcesz i możesz spokojnie sobie spacerować oraz decydować co chcesz naprawdę zobaczyć:)

      Usuń
  3. Zorganizowane wycieczki mają zawsze plusy i minusy.
    A już przymusowe przystanki to jest normalka podczas takich wyjazdów.
    Gran Canaria to wyspa, której nie zdążyliśmy zwiedzić
    Super, że Wam się udało.
    Moc pozdrowień posyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz już chyba Basiu możesz polecieć, chociaż ja w tym roku na żadne latanie nie mam najmniejszej ochoty. W planach jest podróż samochodem i oby się udała:)
      Pozdrawiam cieplutko:)

      Usuń
  4. Piękne widoki.
    Za wycieczkami zorganizowanymi również nie przepadam, bo nie zawsze można się zatrzymać tam, gdzie by się chciało, ale przynajmniej mamy wykwalifikowanego przewodnika, który uprzyjemnia podróż i trochę nas dokształca, a skoro zatrzymywaliście się na większości punktów widokowych, to chyba nie ma powodów do narzekań ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie, tym razem naprawdę wycieczka okazała się fajna. Mała grupka dorosłych i sympatyczna mieszkająca w Las Palmas Pani przewodnik:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń