niedziela, 18 grudnia 2016

SAO LOURENCO


Do tego miejsca zawiezie nas autobus 113, zielony na dole, za cenę 3,75 euro od osoby w jedną stronę. Bilety można kupić u kierowcy, zresztą jak we wszystkich innych autobusach. Jedynie yellow bus ma swoich ludzi od rozprowadzania biletów. Autobus staje przy promenadzie, tak jak ten do Santa Cruz.
Półwysep Sao Lourenco to druga moja perełka na Maderze. To malownicze miejsce, smagane okropnym wiatrem potrafi mimo trudów skraść serce.

W miejscu poniżej znajduje się przystanek, na którym wysiada się i wsiada do autobusu,


Trasa zaczyna się od wypalonego słońcem półwyspu, który podobno jest zielony tylko na początku wiosny. Jednak już wtedy czuje się, że w swej surowości, będzie nas co chwilę zaskakiwał czymś pięknym.


Wypatrzyłam w tej skale jaszczurę, też macie takie skojarzenia.


I w końcu zaczynają się widoki, gdzie nie tylko mamy skały, ale i ocean, który dodaje wyjątkowego piękna.


Wspinaczka biegnie wzdłuż oceanu, a w przewodnikach jest napisane, że to droga o umiarkowanym stopniu trudności. Dla mnie była to trasa bardzo trudna. Opisane schody, to nie normalne betonowe stopnie tylko stworzone z kamieni o nierównej wielkości. Trzeba pamiętać o obuwiu, niekoniecznie trankingowym, choć wielu takich było, ale chociaż o adidasach. My byliśmy w trampkach i nie był to mądry pomysł. Obuwie najlepiej ciemne, a nie białe trampki jak moja Karola, bo będą wyglądały tragicznie i koniecznie coś z długim rękawem, bo wieje tam strasznie, a wiatr jest okropnie silny i chłodny. Warto też pomyśleć o kremie do opalania, bo przy tej wichrze zupełnie nie czuje się słońca, a ono opala.


Szło mi naprawdę ciężko z moimi kontuzjowanymi nogami, do tego jeszcze ze świeżo rozbitymi kolanami. Mąż jednak mocno mnie mobilizował, aby iść dalej i tylko dzięki niemu doszłam tam gdzie doszłam.


Jest to niezwykle malownicze miejsce, cudowne widoki będą nam się wręcz śniły po nocach. Majestatyczne skały wchodzące w ocean, niektóre porozrzucane po wodzie i oblewane nieustannie falami z białymi grzywami.


To było jedno z miejsc, które całkowicie mnie zauroczyło. Kolorowe skały na tle błękitnego nieba i oceanu. Nie wiem ile zdjęć tam zrobiłam, ale nie mogłam przestać tego miejsca uwieczniać.


Przyznaję, że doszłam chyba do połowy trasy i wymiękłam, nie oczywiście ze zmęczenia, ale ze względu na (jak dla mnie ) mało zabezpieczone niektóre odcinki trasy. Wiał tam bardzo silny wiatr, który albo mnie notorycznie chciał rozebrać z bluzki, albo rzucał mną jak lalką nad czym kompletnie nie potrafiłam zapanować. Doszłam do pewnego punktu, gdzie wdrapałam się po kamiennych schodach bez barierki co totalnie mnie przeraziło, usiadłam na kamieniu i już nie wstałam ze strachu. Miałam wrażenie, że wiatr zepchnie w przepaść, zaczęły przerażać mnie przestrzenie. Karola została ze mną, a Mąż poszedł dalej. Niestety musiał wracać, bo wzywały go nasze smsy, że zamarzniemy, albo wylądujemy w przepaści. Musiałam jednak zejść po tych schodach bez zabezpieczenia na dół, a to mnie okropnie przerażało. I tak Mąż wziął mnie za rękę i sprowadził jak małe dziecko. Karola była odważna i sama zeszła:)


Jeśli dacie radę to zachęcam Was do dojścia do końca, stamtąd widać lądujące i startujące samoloty. Strasznie żałuję, że nie udało mi się tam dojść i, że tego nie widziałam. Na końcu szlaku są również ławeczki, gdzie można sobie zrobić piknik. Jeśli chcecie coś zjeść zaopatrzcie się przed wyjazdem, bo na Sao Lorenco nic nie ma poza małą budką z piciem, ale i wodę raczej weźcie ze sobą.


Nie wiem dlaczego, ale to miejsce skojarzyło mi się z miejscem narodzenia Chrystusa. Chyba zawsze tak sobie je wyobrażałam.


A tutaj malutka osada w drodze z Sao Lourenco . Wygląda bardzo urokliwie. 
Pamiętajcie, że mimo trudności i wiatru koniecznie trzeba wybrać się na ten cudowny półwysep. Dla zaprawionych w wędrówkach będzie to być może łatwy spacer. Bez względu na wszystko to miejsce Was oczaruje. Jest po prostu zjawiskowe!


I na tym kończymy podróż po Maderze. Będę ją polecać zawsze i każdemu. To miejsce ma cudownych życzliwych, uśmiechniętych mieszkańców i tyle uroku, spokoju i czegoś nieuchwytnego dla słów. Bardzo, bardzo chciałabym jeszcze wrócić na Wyspę Wiecznej Wiosny i mam nadzieję , że wrócę:)

4 komentarze:

  1. niech mnie ktoś przeniesie w czasie i niech będzie już lato i słońce!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się właśnie zaraz przenoszę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. I to dla mnie sens pojechania na Madere !!! Trekking !

    OdpowiedzUsuń