W trzecim dniu posiadania samochodu pogoda diametralnie się zmieniła, a właściwie wróciła do stanu sprzed dwóch dni. Niebo odkryło swoje błękitne oblicze, słońce cudownie grzało, a wiatr tym razem wiał już tylko dla ochłody. Zrobiło się upalnie. Wyruszyliśmy do Teguise, miasta, które było stolicą Lanzarote do 1852 roku.
Nie mieliśmy żadnego konkretnego planu, chcieliśmy się po prostu posnuć uliczkami tego klimatycznego miejsca.
Kiedy spacerowaliśmy po różnych miejscach na Lanzarote często kojarzyliśmy je z Meksykiem. Nie wiem czy to tylko nam się nasuwały takie spostrzeżenia, czy jednak nie byliśmy w tym jedyni.
Bardzo charakterystycznym miejscem w Teguise jest Plaza de San Miguel, przy którym stoi śliczny szesnastowieczny kościół Matki Boskiej z Guadalupe.
Wnętrze kościoła jest proste, ale przez to piękne. Uroku dodają mu białe kolumny i czarno-biała posadzka. Zdobienia świątyni nawiązują do sztuki kanaryjskiej i średniowiecznej. Mnie zachwyciła szopka, która zdobiła ołtarz.
Miasto było jakby trochę senne. Od czasu do czasu przeszedł jakiś mieszkaniec lub przebiegł psiak. Słońce cudownie nas ogrzewało, więc spacer był wielką przyjemnością. W pewnym momencie ciszę zakłóciły dźwięki muzyki. Postanowiłam zajrzeć tam skąd dochodziły. Trzech młodych muzyków miało tu próbę. Grali naprawdę fajnie. Kto wie może to przyszłe sławy. Za ich zgodą pstryknęłam im fotkę i w rytmie muzyki poszłam dalej:)
W takim ciepełku mogę snuć się godzinami.
Nie mogłam sobie podarować pstryknięcia tego zdjęcia poniżej, wszak Leon to nasze psiątko:)
Oczywiście wino można kupić wszędzie.
Na małym placyku natknęliśmy się na bardzo ciekawe dekoracje świąteczne w towarzystwie miniaturowego Teguise.
W niedzielę w mieście odbywa się targ, na którym można kupić wiele rzeczy. Są tu wyroby spożywcze, ubrania, ceramika i wiele różności. My odpuściliśmy sobie przyjazd w niedzielę, ponieważ chcieliśmy zobaczyć to miejsce ciche i spokojne. I takie właśnie nas powitało.
Na Wzgórzu Guanapay stoi zamek św. Barbary, który pochodzi z XIV wieku. W twierdzy od 1991 roku znajduje się Muzeum Emigrantów. Tam jednak nie dotarliśmy, ponieważ plan dnia był dosyć napięty.
Ruszyliśmy, więc w dalszą drogę, podziwiając Teguise z okien auta.
Bywam na tzw. Teguise Market czyli na niedzielnym targu, który ma swój niepowtarzalny urok. Wtedy miasteczko wygląda zupełnie inaczej, bo jest tam pełno ludzi.
OdpowiedzUsuńLubię czytać i oglądać relacje innych osób z miejsc, w których była. Zafascynowana kilkakrotnym pobytem na Lanzarote również na blogu opisuję te piękne miejsca. Pozdrawiam ;)
Ja niestety byłam na Lanzarote tylko raz, ale bardzo chciałabym tam jeszcze wrócić, bo jestem zauroczona ta wyspą. Podczas naszego pobytu Teguise było spokojne, utopione w upale. Chętnie poczytam o Twoich wspomnieniach. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń