Na wrocławskim lotnisku 21 grudnia panował spokój. Odprawiliśmy się jako
jedni z pierwszych. Bagaże pojechały w swoją stronę, a my poszliśmy z
kartami pokładowymi dalej i przeszliśmy przez bramki bez żadnych
problemów. Nawet moja, jeszcze zaśrubowana noga nie dzwoniła, czym w
internecie wszyscy straszą. Po całej procedurze poszliśmy zjeść
śniadanie. Niestety ceny abstrakcyjne i zupełnie nieadekwatne do potraw
tam serwowanych. Nawet herbata była obrzydliwa, także odradzam. Lepiej
zjeść w samolocie, taniej i smaczniej. Po nieudanym śniadaniu musieliśmy
już tylko poczekać na samolot.
Czas na lotnisku minął nam o dziwo dość szybko. Samolot przygotowywany był do odlotu, a my czekaliśmy już tylko na wejście na pokład.
Czas na lotnisku minął nam o dziwo dość szybko. Samolot przygotowywany był do odlotu, a my czekaliśmy już tylko na wejście na pokład.
Rękawem weszliśmy do samolotu. Miejsca mieliśmy obok siebie, także cała nasza szóstka siedziała razem. Pilot poinformował nas, że lot będzie trwał 4 godz 50 minut, odległość, którą musimy pokonać to ok 5 tys. km, będziemy lecieli 15 km na minutę, a pod nami będą kolejno Czechy, Niemcy, Szwajcaria, Francja, Hiszpania. Następnie miniemy Cieśninę Gibraltarską i przelecimy nad Oceanem Atlantyckim na Lanzarote. Wystartowaliśmy z piętnastominutowym opóźnieniem.
Latanie nie jest moim ulubionym zajęciem, ale przyznać muszę, że kiedy silniki zaczynają pracować pełną mocą, a samolot pędzi po pasie nabierając szybkości, adrenalina cudownie rośnie i jest to dla mnie najprzyjemniejsze uczucie z całego lotu:)
Wzbiliśmy się łagodnie w górę, a świat stawał się coraz mniejszy. Lot bardzo mi się dłużył. Nie mogłam się skupić ani na czytaniu, ani na słuchaniu muzyki. Od pracy silników rozbolała mnie głowa, a potem totalnie zatkało mi uszy. I tak jest zawsze. Dlatego wolę podróżowanie samochodem:)
Za to widoczki są śliczne.
Lot przebiegał zgodnie z planem i przed godziną piętnastą czasu obowiązującego na wyspach ( cofnęliśmy zegarki o godzinę) byliśmy nad Lanzarote. Widok z góry na wyspę był niesamowity.
W końcu wylądowaliśmy...na Księżycu:) Tak większość osób opisuje swoje pierwsze zetknięcie z Lanzarote.
Po odebraniu bagaży ruszyliśmy do autokaru, który zawiózł nas do naszego hotelu Lanzarote Village.
Pogoda była piękna, niebo błękitne, a słońce grzało jak w lecie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz