Z Maiori do Amalfi jest bardzo blisko, bo ok 6 km. Na szczęście tym razem podróż odbyła się bez przesiadki. Bilety kupiliśmy już na przystanku w automacie. Zdecydowaliśmy się na bilety 45-cio minutowe za 2,50 euro od osoby, a powrotne kupiliśmy w porcie w Amalfi.
Kolejny raz przeżywałam jazdę autobusem, ale z Positano wracałam już siedząc od strony morza, więc byłam trochę zahartowana:) Jednak zupełnie nie potrafiłam się wyluzować, zdarzało mi się wstrzymywać oddech, gdy autobus zakręcał tuż nad przepaścią. Podziwiałam Włochów, którzy beztrosko rozmawiali przez telefon, bądź w skupieniu oddawali się lekturze. Pewnie gdyby była to moja codzienna droga do pracy, zachowywałabym się podobnie. Swoją drogą nierealna wydaje mi się jazda do pracy z takimi widokami za szybą. A jednak ludzie tak mieszkają.
Najbardziej znanym i najczęściej odwiedzanym obiektem w Amalfi jest katedra św. Andrzeja. Idąc od strony portu i przechodząc przez jedną z bram, prawie od razu ukazuje się naszym oczom majestatyczna świątynia, wciśnięta trochę dziwnie między budynki, a prowadzi do niej 57 schodów. Gdy o tym przeczytałam, postanowiłam będąc na miejscu to sprawdzić i potwierdzam tę informację, liczyłam, schodów jest faktycznie 57 :)
W krypcie katedry pochowany jest jej patron, św. Andrzej. Podobno odwiedzenie jego grobu potrafi wskrzesić wiarę.
Mieszają się tu elementy romańskie, gotyckie, barokowe oraz bizantyjskie i saraceńskie.
Katedra ma przepiękną, zdobiona fasadę. Znajdują się tu drzwi z brązu z 1066 roku, wykonane w Konstantynopolu. Świątynię zdobią śliczne łuki w stylu arabskim. Kiedy wdrapiemy się po tych pięćdziesięciu siedmiu schodach, czeka na nas nagroda w postaci przepięknego widoku na plac katedralny, fontannę św. Andrzeja i na ustawione kaskadowo, przeurocze domki.
Wejście jest płatne. Koszt to 4 lub 6 euro, niestety nie pamiętam dokładnie:( Aby wejść do środka trzeba nakryć ramiona chustą, które leżą przy wejściu.
Wewnątrz katedry zachwycają ambony, znajdujące się po obu stronach głównego ołtarza, które zdobione są mozaikami.
Kiedy usiedliśmy na jednej z licznych ławek, otulił nas cudowny chłód i spokój. W ciszy i skupieniu podziwialiśmy przepiękne wnętrze świątyni, które swym bogactwem nie przytłaczało, a stanowiło jedynie harmonijną całość. Katedra jest przepięknym dziełem i nie wolno sobie odpuścić jej zwiedzania.
Wysoka wieża jest najstarszą częścią katedry.
Pośród murów tego dzieła sztuki, cudownym elementem jest dziedziniec, otoczony białymi kolumnami i obsadzony śliczną, zadbaną roślinnością.
Po zwiedzeniu katedry i miłym odpoczynku w jej dających schronienie przed upałem murach, ruszyliśmy na spacer uliczkami Amalfi. Przepełnione są one sklepami, restauracjami i turystami. Gęsta zabudowa powoduje, że markizy domów stojących na przeciwko siebie, często spotykają się kołysane lekkim wiaterkiem. Mimo tłoku, spacer należy do wielkich przyjemności i nie wyobrażam sobie żebym będąc na wybrzeżu mogła tu nie zajrzeć.
Oprócz fontanny św. Andrzeja stojącej na placu przed katedrą, znaleźliśmy w jednej z uliczek inną, niezwykle oryginalną fontannę.
W zadbanych małych sklepikach, możemy nabyć w Amalfi słynne limoncello, różne przyprawy i oczywiście ceramikę oraz wszechobecne w Italii torebki, co na pewno ucieszy turystki:)
Upał dawał się bardzo we znaki, więc postanowiliśmy usiąść w jednej z lodziarni i ochłodzić się tym cudownym włoskim specjałem.
Kierując się w stronę portu, naszą uwagę przykuła jedna z wystaw, ukazująca oczom zmęczonego turysty takie oto wspaniałości.
Jak widać nie ma tutaj cen. Skusiliśmy się na te pyszności, a przy płaceniu okazało się, że każde z tych ciateczek kosztuje 5 euro. Chyba trochę dużo? :)
Usiedliśmy w porcie i zajadając ciacha podziwialiśmy cudowne Amalfi.
Teraz czekała nas już tylko krótka podróż szalonym autobusem wśród widoków, których nie sposób opisać słowami.
Wspaniałe zdjęcia.Chcę tam pojechać...
OdpowiedzUsuń