Weronę kiedyś nazywano "marmurowym miastem", powodem tego było powszechne używanie marmuru jako materiału budowlanego. Z niego powstała między innymi Arena, Teatro Romano, pałace, liczne budynki i bramy. Jednak Werona to przede wszystkim miasto miłości, MIASTO ROMEA I JULII, podziwiane i znane na całym świecie. I rzeczywiście jest to magiczne miejsce. Nieszczęśliwie zakochani nadal wysyłają tu swoje pełne rozpaczy listy wierząc, że stanie się cud.
Zostawiając za sobą nową część miasta weszliśmy przez Portoni della Bra na Plac Bra, który stanowi nowe centrum miasta z mnóstwem restauracji i ludzi oczywiście. Stoi tu okazały Palazzo Barbieri, w którym urzędują władze miasta. Budowa Palazzo rozpoczęła się w 1836, a ukończona została w 1848 roku.
Tuż obok stoi Arena. Niewątpliwie jeden z najbardziej znanych zabytków Werony. Jest trzecią co do wielkości tego rodzaju budowlą zaraz po Koloseum i Arenie w Capui. Jest starsza od rzymskiego Koloseum, pochodzi z I w.n.e. Do jej zniszczenia przyczyniło się trzęsienie ziemi w 1117 roku.
Podczas ciepłych, letnich wieczorów odbywają się tu koncerty.
Plac Bra
Portoni della Bra
Palazzo Barbieri
Arena z I wieku n.e.
Urokliwymi uliczkami dotarliśmy do pięknego zamku Castelvecchio. Przylega do niego ceglany most stojący na trzech masywnych przęsłach, z kilkumetrowymi przepięknymi murami. Między tymi murami rozciągają się cudowne widoki na Weronę i otaczające miasto wzgórza. Na moście Scaligero zwanym też Mostem Castelvecchio można spotkać gladiatora i zrobić sobie z nim zdjęcie:)
Spacerując i delektując się widokami tego starego, pięknego miasta, doszliśmy do Łuku Gaviego i innych ciekawych miejsc. Same budynki są tak ładne, że nie sposób tam po prostu przejść ulicą i nie zachwycić się. Bogate zdobienia, ukwiecone balkony i różnorodne okiennice nadają temu miastu jakby teatralny charakter.
Chyba najbardziej malowniczym miejscem jest Piazza delle Erbe czyli plac Ziół. Królują tu biało-różowe marmury. Na placu życie tętniło już w I w. p.n.e. W średniowieczu natomiast stare forum ustąpiło miejsca straganom z warzywami i ziołami. Dzisiaj miejsce to bardzo się zmieniło. Straganów jest tu sporo, ale niestety sprzedają na nich pamiątki, które często są bardzo kiczowate przez co zupełnie nie pasują do tego pięknego miejsca.
Przed pałacem stoi kolumna z uskrzydlonym lwem św. Marka,
symbolem Republiki Weneckiej, której Werona podlegała od XV do XVIII w.
Po lewej stronie znajduje się wieża Gardello z 1370 r. Dookoła placu wznoszą się przepiękne zdobione, średniowieczne kamienice. Góruje tu jednak najwyższa wieża w Weronie - Torre dei Lamberti, której wysokość wynosi 83 m. Na piazza panuje gwar i ciągły ruch. Sprzedawcy namawiają do kupna swoich towarów, turyści robią zdjęcia lub odpoczywają w jednej z licznych restauracji, a między tym tłumem zwinnie lawirują śpieszący się gdzieś mieszkańcy.
Po chwilowym odpoczynku poszliśmy na Piazza dei Signori, zwany też placem Dantego. Prowadzi tu wąska
uliczka, nad którą zawieszono w poprzek żebro wieloryba. Swoją drogą myślałam, że owe żebro będzie większe:) Kiedyś również odbywał się tu targ. Dziedziniec otaczają arkady. Nad głowami licznie dreptających turystów i mieszkańców znajduje się rzeźba mężczyzny z kamienną kulą w dłoni. Legenda głosi, że jeżeli pod
łukiem stanie człowiek, który nigdy nie zgrzeszył, kula
spadnie mu na głowę. Wątpliwa to nagroda za cnotliwe życie;) Jednak jak do tej pory kula znajduje się w dłoni owej rzeźby:)
Niedaleko stoją marmurowe, bogato rzeźbione sarkofagi Mastifa II i
Cansignoria. Wyglądają wręcz jak kaplice. Mają piękne, strzeliste
dachy, a na ich szczytach stoją konne pomniki zmarłych.
Następnie udaliśmy się do kultowego wręcz miejsca w Weronie czyli do Domu Julii. Wielkie było nasze zaskoczenie kiedy okazało się, że z ruchliwej ulicy nagle wchodzi się na dziedziniec tego legendarnego miejsca. Naszym oczom ukazały się tłumy turystów stojących w kolejce, aby wejść na słynny balkon oraz drugi ogonek do posągu Julii wykonanego z brązu. Podobno dotknięcie prawej piersi Julii przynosi szczęście w miłości.
Balkon prawdopodobnie dobudowano zaraz przed wybuchem II wojny światowej, ponieważ turyści koniecznie chcieli się na nim fotografować.
W walentynki Club di Giulietta organizuje konkurs na najpiękniejszy
list. Podobno kiedyś zwyciężyła też Polka. Natomiast w połowie września kiedy Julia ma urodziny, odbywają się liczne imprezy.
W bramie prowadzącej na dziedziniec, na jednej ze ścian można zostawić na pamiątkę swój wpis.
Weronę trzeba koniecznie zobaczyć. To miasto ma w sobie tyle czaru i magii. Wśród zgiełku i tłumów zwiedzających można znaleźć tu również spokojne miejsca.
A takie oto widoki ukazały się naszym oczom na jednym z mostów Werony.
Po całym dniu zwiedzania wróciliśmy na Plac Bra i w jednej z licznych tu restauracji usiedliśmy czekając na posiłek. Przystojni ( jak to Włosi) kelnerzy byli bardzo mili, a jeden z nich mówił nawet trochę po polsku, czym nie omieszkał się pochwalić:) Naszła mnie wtedy taka refleksja, że będąc w różnych włoskich miastach i miasteczkach nie spotkałam się jeszcze z niesympatyczną obsługą. Włosi to naprawdę fajni i uśmiechnięci ludzie. Ale jak tu być ponurakiem mieszkając w takich cudownych, słonecznych miejscach.
Zadowoleni z wycieczki ruszyliśmy do Bussolengo, gdzie znajdował się nasz hotel. Przepyszne i zróżnicowane śniadanie w tym hotelu wspominamy do dzisiaj:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz