Do Yaiza przyjechaliśmy na lunch, po drodze robiąc przystanek na zapoznanie się z właściwościami aloesu, z którego Lanzarote słynie. Można tu kupić różne preparaty, choć ceny specjalnie nie zachęcają.
Dobra rada: przy zakupie trzeba zwracać uwagę, na którym miejscu na opakowaniu wymieniony jest aloes, im dalej tym go mniej.
Najcenniejszy
w aloesie jak tzw "glut", czyli przezroczysta, ciągnąca się substancja,
którą uzyskujemy po nacięciu liścia. Pozbyć należy się żółtego
wyciekającego mleczka. Spożycie tego grozi rewolucją żołądkową.
Ku radości Polaków wymawiając nazwę tej miejscowości słyszy się Jajca:)
Yaiza schowana jest między wulkanami, a biel jej domów odbija się na ich tle. Miedzy domkami i przy drodze królują oczywiście palmy.
Yaiza schowana jest między wulkanami, a biel jej domów odbija się na ich tle. Miedzy domkami i przy drodze królują oczywiście palmy.
W Yaiza znajduje się śliczny mały kościółek. Postanowiliśmy wejść do środka i zatrzymać się na chwilę w ciszy i spokoju. Była to miła odmiana po przebywaniu wciąż z tłumem ludzi.
Wnętrze kościółka zdobią drewniane stropy.
W restauracji usiedliśmy na zaplanowany lunch. Nie był to cud kulinarny, ale było smacznie, chociaż wino smakowało jakby było rozwodnione. No i tak naprawdę do dzisiaj nie wiem czy zjadłam kotleta czy rybę:) Jedni twierdzili, że to kotlet, ja czułam rybę. Najbardziej jednak rozbawiła nas ilość surówki...:)
A to Yaiza widziana z okien autokaru
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz