piątek, 17 czerwca 2011

TOSKANIA po raz pierwszy - lipiec 2008



Toskania była zawsze moim marzeniem. Jest w niej coś tak magicznego, że wystarczą zdjęcia, aby zrodziła się chęć pojechania tam. Od czegoś trzeba zacząć. Najpierw były przewodniki, potem filmy, aż wreszcie wyjazd.

Sama podróż autem jest czymś tak fajnym, że nie bardzo chce nam się zmieniać środek transportu. Samochód daje poza tym na miejscu tyle możliwości. Podzieliliśmy naszą podróż na dwie części.
I tak w składzie: ja, mąż i dziesięcioletnia wtedy córka, ruszyliśmy w zaplanowaną podróż. Wyjechaliśmy rano, a po 8 godzinach dotarliśmy w okolice Monachium, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg w hotelu Ibis.

 Jak dla mnie taka forma podróży jest najlepsza. Nie wyobrażam sobie spania w samochodzie z nosem na szybie. Wypoczęliśmy i o szóstej rano ruszyliśmy w dalszą drogę, oczywiście z deszczem. Takie jakieś mamy szczęście do deszczu w drodze. Ale wszystko jest do przeżycia. Mieliśmy przed sobą jeszcze ok 700 km.


Kiedy wjechaliśmy pierwszy raz na Przełęcz Brenner widoki nas powaliły. Nie wiedziałam czy robić zdjęcia, czy kręcić, czy po prostu delektować się tym widokiem. Nie, jednak trzeba było uwiecznić te widoczki:)


I tak jadąc dotarliśmy do Italii. Jakiś mam sentyment do Włoch, od razu zrobiło się milej, gdy zamiast twardego języka niemieckiego usłyszeliśmy, na którejś ze stacji benzynowej śpiewny język włoski. BUONGIORNO:)
 No i jak nie kochać tego języka? Siedząc w samochodzie powtarzałam sobie to czego nauczyłam się po włosku. Najgorsze jest to, że co innego jest powiedzieć coś po włosku, a co innego jest ich zrozumieć, ale ważniejsze sprawy załatwia mąż po angielsku, a ja te mniej ważne po włosku;)
Kiedy dotarliśmy na miejsce zmęczeni, było już ok godziny szesnastej. Załatwiliśmy wszelkie formalności związane z zakwaterowaniem. Rozpakowałam wszystko i zaczęły się nasze pierwsze wakacje w TOSKANII:)
Wybrana przez nas miejscowość to leżąca nad morzem Cecina Mare. Nasz kemping to NEW CAMPING LE TAMERICI.



Takie cudeńka też tutaj są ;)


Kemping wybrany był zupełnie w ciemno, ale wybór okazał się naprawdę dobry. Mobilhome są fajnie urządzone, ten nasz ma dwie sypialnie, jedna z łóżkiem małżeńskim, druga z dwoma łóżkami pojedynczymi. Jest łazienka z prysznicem, osobno toaleta, aneks kuchenny z pełnym wyposażeniem, ale to co najbardziej kochamy to OGROMNA weranda! Po prostu rewelacja! Właściwie można tam robić wszystko. Jeść posiłki, bo jest duży stół, do tego 4 plastikowe fotele, można też się opalać, albo czytać książki, bo są rozkładane leżaki. Rano kawusia, wieczorem winko, a wina mają naprawdę dobre. No i obowiązkowo gra w karty:) To już wieczorna tradycja.
 Na kempingu jest też basen, ale jeżeli już o wodzie mowa to jednak więcej czasu spędzamy nad morzem. Przechodzimy przez uliczkę, potem kawałek "słonecznej patelni" i można odetchnąć, gdy wchodzi się do lasu piniowego, a towarzyszą nam jak zwykle cykady. Też trzeba się do tego "hałasu" przyzwyczaić. Potem jest to nieodłączny element wakacji:) Z lasu wchodzimy od razu na plażę. Plaża jest niezagospodarowana na szczęście. Kiedyś, dosyć dawno, bo w 1996 roku przerabialiśmy w Bibione plażę z parasolkami. Tragedia! Nigdy więcej tego nie powtórzyliśmy. Codziennie w tym samym miejscu, obok ci sami ludzie, np wiecznie napychający się Niemcy. O nie, to nie dla nas. Tutaj plaża jest wprawdzie mała, ale jakoś nie czuje się tłoku. Piasek jest dosyć ciemny, a woda....no cóż, bajka po prostu. Cieplutka:)
Las piniowy jest też rewelacyjny. Włosi robią sobie w nim pikniki, jeżdżą na rowerach, biegają i chowają się przed ciągle i cudownie świecącym słońcem. Pogoda jest zawsze! Pewnie dlatego Ci ludzie są tak mili i serdeczni.

Mieszkamy w Cecina Mare, która łączy się z Ceciną, gdzie stare miesza się z nowym, a natura zachwyca.


MIASTA, KTÓRE ODWIEDZILIŚMY:
-SIENA
-FLORENCJA
-SAN GIMIGNANO
-LUCCA
-PISA
-VOLTERRA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz