niedziela, 29 września 2013

ISOLA DI CAPRI



Tym razem musieliśmy wstać wcześnie, ponieważ statek odpływał rano, a mianowicie o 8.10. Bilety zamówiliśmy w naszym hotelu, a odebraliśmy dzień przed rejsem tuż przy porcie. Nie jest to tania podróż, ale naprawdę warto. Koszt biletu to 32 euro od osoby, plus 1,50 euro od osoby, ale czy to jest taksa klimatyczna czy podatek tego do końca nie ustaliłam:) Zapłacić w każdym bądź razie trzeba.



Statek o wdzięcznej nazwie "ZENIT" przypłynął punktualnie. Rejs trwał dwie godziny.
Wdrapaliśmy się na górny pokład, aby podziwiać wybrzeże i uwiecznić to piękno za pomocą aparatu i kamery.
W końcu mieliśmy okazję zobaczyć z drugiej strony zamek, który podziwialiśmy codziennie z naszego balkonu.


Mijaliśmy po drodze zawieszone na górach miasta, aż dopłynęliśmy do skał. Statek zatrzymywał się po drodze przy grotach, aby można było spokojnie i z bliska zrobić zdjęcia.


Dopłynęliśmy do najbardziej popularnych skał na Capri - Faraglioni, które wyrastają z wody jak strażnicy wyspy. Na tle morza i nieba wyglądają naprawdę imponująco. Najwyższa to Stella - 109 m wysokości, następna to Faraglione di mezzo 81 m  i  Scopolo - 104 m.
W skale Faraglione di mezza znajduje się otwór. Przez ten otwór wślizgują się niewielkie statki i łodzie. Jeśli przepłynie się przez niego czeka na nas fortuna. My oczywiście przepłynęliśmy, teraz już tylko trzeba zaczekać na tę fortunę.:)


I tak oto po bardzo przyjemnych dwóch godzinach znaleźliśmy się na Capri.


Wyspa dzieli się na dwa miasta, CAPRI i ANACAPRI. Nie sposób w jeden dzień zwiedzić całą wyspę, więc nastawiliśmy się tylko na Capri.
Wysiedliśmy w Marina Piccola, która usiana jest restauracjami tuż przy samym brzegu. Plaża jest tu kamienista i malutka, za to kolor wody po prostu nie do opisania.
Małymi schodkami weszliśmy na górę i  okazało się, że tu spacer nie wchodzi w grę, trzeba pojechać do centrum miasta autobusem, aby zacząć zwiedzanie.


Autobusy na Capri, zresztą tak samo jak we wszystkich miasteczkach Wybrzeża Amalfi są na zewnątrz porysowane i poprzecierane, jakby to był ich znak rozpoznawczy. Bilety w Marina Piccola kupuje się u kierowcy, a ich koszt bez względu na to, gdzie chcemy wysiąść to 1,80 euro od osoby.


Niestety po Capri przemieszczają się tłumy turystów, ale z tym w takich miejscach trzeba się po prostu liczyć. Gdybym miała powiedzieć jakiej narodowości jest na Capri i na Wybrzeżu Amalfi  najwięcej, to na pewno byliby to Amerykanie. Trochę trzeba mieć tu wytrwałości, bowiem wiele jest schodów, wejść pod górkę i z górki. Na tyle, na ile pozwoliła mi moja noga podpierana kulą wędrowaliśmy przed siebie.



Niedaleko miejsca, w którym wysiedliśmy, a tuż przy Piazza Umberto I, znajduje się wielki taras widokowy, podtrzymywany bielonymi kolumnami, co z niebem i morzem stwarza rajski obraz. Widoki są przepiękne. Można stąd podziwiać Marina Grande i cumujące w niej jachty i statki.


Kiedy wreszcie nasyciliśmy się przepięknym widokiem, poszliśmy na znajdujący się tuż obok Piazza Umberto I. Stojący tam kościół zostawiliśmy sobie na później i ruszyliśmy zatłoczonymi, ale niezwykle urokliwymi uliczkami przed siebie. Hotele i domy są tu bardzo zadbane i luksusowe. Nie stwarza to jednak wrażenia przepychu, raczej elegancji i klasy.


Doszliśmy do ulicy, na której pysznią się obok siebie butiki znanych marek. Ceny jednak nie zachęcają do robienia zakupów:) Czasami są wręcz absurdalne.


Capri to wyspa kwiatów. Właściwie w każdym wolnym zakątku stoją ukwiecone donice, a zieleń pięknie odbija się na tle białych domów i błękitnego nieba. 


Capri zawsze przyciągało sławnych i bogatych. Było to ulubione miejsce Cesarza Oktawiana Augusta i Tyberiusza. Tyberiusz wzniósł na Capri dwanaście willi, a każda dostała imię rzymskiego boga. Dzisiaj możemy już tylko podziwiać pozostałości po nich. Bywał tu Lenin i George Bernard Shaw. Wiele znanych ludzi lubi spędzać tu wakacje, a niektórzy posiadają na wyspie domy. Kto tu bywał? Zapraszam do oglądania:)


Uliczki Capri są bardzo wąskie i najczęściej pełne turystów, dlatego tutaj samochody nie jeżdżą. Jakoś jednak trzeba sobie radzić, więc tak oto wygląda środek transportu, którym przewozi się towary do sklepów, walizki do hoteli i załatwia różne sprawy:)


Na Piazza Umberto I góruje kościół Santo Stefano. Jego bielona fasada przepięknie odcina się od błękitnego nieba. Kiedy weszliśmy do środka miałam wrażenie, że świat nagle się zatrzymał. Zostawiliśmy za sobą upał i zgiełk. Nastała cisza i przyjemny chłód. Moje myśli uporządkowały się i pogrążyły w ciszy. Biel kościółka, złoty ołtarz i drewniane ławki pięknie ze sobą harmonizowały. Tak jakby i tu odwzorowany był charakter Capri, elegancko i z klasą.
Niestety długo nie nacieszyliśmy się tym stanem, ponieważ kościół zamykano - zaczynała się sjesta. Musieliśmy, więc opuścić świątynię.


Zmęczeni upałem i wszechobecnymi turystami postanowiliśmy usiąść w cieniu i podelektować się lodem z sokiem z cytryny, którego próbowaliśmy już w Positano. Z łakomstwa kupiłam półlitrowe kubki:) Napój był bardzo dobry, ale ten w Positano bardziej mi smakował.


I tak chłodząc się od wewnątrz podziwialiśmy wieżę zegarową i błękit bezkresnego morza.


Wypoczęci i miło ochłodzeni, jeszcze raz spojrzeliśmy na cudną panoramę miasta i skierowaliśmy się na przystanek. Kupiliśmy bilety w budce znajdującej się przy przystanku i grzecznie ustawiliśmy się za innymi w kolejce do autobusu. Jak nie we Włoszech;)


Po ok dziesięciu minutach dojechaliśmy do Marina Piccola. Mieliśmy jeszcze trochę czasu, bo statek odpływał o 16.30, więc na małym tarasie widokowym podziwialiśmy jeszcze Faraglioni. 


W Marina Piccola znajduje się też śliczny malutki, biały kościółek, który przyczepiony na skale stoi w towarzystwie innych domów.


Zeszliśmy na dół i usiedliśmy na brzegu, w miejscu gdzie co chwilę przypływały i odpływały łodzie i motorówki. Słońce mocno grzało, a kolor wody był tak niesamowity, że zniewalał swoim pięknem. I nie tylko kolor nas zachwycił, ale i czystość morza.


 Miejsce jest naprawdę niesamowite. Błękitne niebo, turkusowe morze, białe domki, soczysto-zielona  roślinność i zniewalające kolorowe kwiaty, tworzą tu obraz tak cudowny, że żadne słowa, a nawet zdjęcia nie są w stanie tego oddać.
Niestety przyszedł czas żeby opuścić piękne Capri. Nasz statek pojawił się, aby zabrać nas do Maiori. 
Arrivederci Capri.


Dodam jeszcze na koniec - spójrzcie na to dobro natury znajdujące się na tej oto wyspie. Ach...



1 komentarz: